Raporty

Aromma.pl - Świece sojowe tworzone z pasją

Raport Banku Pekao: Polska branża kosmetyczna odporna na spowolnienie?

Polska branża kosmetyczna wyraźnie wyróżniała się w pierwszym półroczu 2024 roku. Mimo wyzwań związanych z kosztami surowców i pracy, odnotowała znaczny wzrost wyniku finansowego netto i poprawę wskaźników rentowności. Tak wynika z najnowszego raportu Banku Pekao S.A. pt. „Odporni na spowolnienie? Sytuacja polskiej branży kosmetycznej”.

Polska branża kosmetyczna odnotowała silny wzrost wyniku finansowego netto i poprawę wskaźników rentowności w pierwszej połowie tego roku, wyróżniając się na tle całego sektora przedsiębiorstw. W kolejnych kwartałach, wraz z przewidywanym ożywieniem popytu konsumpcyjnego w Europie, można spodziewać się wzrostu presji kosztowej (płace, surowce, materiały). To może utrudnić utrzymanie marż na bliskich historycznym rekordom poziomach. Mimo to, perspektywy na krótką i średnią metę są korzystne, dzięki szybko rosnącym wydatkom per capita na kosmetyki w Polsce, które dorównują unijnej średniej, oraz wysokiej konkurencyjności kosztowej, ułatwiającej ekspansję eksportu na rynku unijnym. W perspektywie następnej dekady pożądana byłaby jednak dywersyfikacja sprzedaży zagranicznej, obecnie skoncentrowanej na Europie, ponieważ demografia i wysokie nasycenie mogą obniżyć dynamikę rynków na naszym kontynencie.

Wbrew trendom

W odróżnieniu od całego polskiego sektora przedsiębiorstw, który w 1. półroczu 2024 odnotował spadek wyniku finansowego netto o 25 proc. r/r, branża kosmetyczna wykazała silny wzrost zysków zarówno w produkcji (+57 proc. r/r), jak i dystrybucji wyrobów (+41 proc. hurt, +19 proc. sprzedaż detaliczna). Zadecydował o tym stabilny popyt na kosmetyki, których znaczna część to dobra codziennego użytku, odporne na zmiany w wydatkach konsumentów, oraz dodatnia dynamika przychodów przy ograniczeniu wzrostu kosztów działalności. W produkcji kosmetyków koszty materiałowe spadły o 8 proc. r/r, co zneutralizowało 15-procentowy wzrost kosztów pracy. Ustabilizowanie kosztów produkcji przełożyło się na ceny sprzedaży, co wpłynęło pozytywnie na segmenty dystrybucyjne. W rezultacie, wskaźniki rentowności w branży kosmetycznej wzrosły do poziomów bliskich historycznym rekordom, mimo że średnie wskaźniki w całym polskim sektorze przedsiębiorstw wyraźnie się obniżyły.

Branża kosmetyczna w Polsce wykazuje niezwykłą odporność na spowolnienie gospodarcze, co dowodzi jej siły i perspektyw na przyszłośćmówi Paweł Kowalski, ekspert Banku Pekao S.A W obliczu rosnących kosztów, sektor ten nie tylko utrzymał, ale i znacznie poprawił swoje wyniki finansowe.

Prognozy makro zakładają, że polska i unijna gospodarka przeszły już najgorsze, a kolejne kwartały przyniosą stopniowe ożywienie oparte na silniejszej konsumpcji prywatnej. Choć wiele kosmetyków jest mniej wrażliwych na zmiany w wydatkach gospodarstw domowych, część luksusowa portfolio może skorzystać na spodziewanych trendach. Ożywienie gospodarki unijnej może jednak również przynieść ponowne wzrosty cen surowców i materiałów. Wpłynęłoby to na ekonomię polskiego przemysłu kosmetycznego, wywierając silniejszą presję na marże wraz z rosnącymi kosztami wynagrodzeń. Utrzymanie obecnych, bardzo wysokich poziomów rentowności, może być więc trudne na dłuższą metę.

Rokowania sektora

W średnim okresie perspektywy dla branży są korzystne. Wydatki Polaków na kosmetyki nadal są niższe od średniej unijnej, ale szybko dorównują do niej wraz z rosnącymi dochodami. Wysoka konkurencyjność kosztowa umożliwia Polsce zwiększanie udziału w sprzedaży eksportowej między państwami UE, co wpłynęło na wzrost z 7,6 proc. do 9,6 proc. w ciągu ostatnich 10 lat. Zakładamy, że te korzystne warunki utrzymają się przez kolejne 5-10 lat.

Na dłuższą metę rozwój sprzedaży na rynku krajowym i unijnym może być hamowany przez demografię i wysokie nasycenie rynku. Projekcje demograficzne wskazują, że do 2050 r. liczba ludności w Polsce może zmniejszyć się o 10 proc., a w UE nastąpi stagnacja. Już w drugiej połowie dekady rynek kosmetyków w Europie będzie rósł najwolniej na świecie. Obecnie 65 proc. eksportu kosmetyków z Polski trafia do państw UE, z pozostałych 35 proc. większość przypada na Wielką Brytanię i kraje byłego ZSRR. Zatem konieczna będzie dywersyfikacja kierunków eksportu poza Europę. Z punktu widzenia wzrostu rynku kosmetyków, Azja jest atrakcyjna, ale wymagająca ze względu na specyfikę tamtejszego popytu. Lepiej dopasowanym rynkiem może być Bliski Wschód i Afryka, gdzie oczekiwana dynamika wzrostu może czynić z nich atrakcyjne regiony na przyszłość.

Więcej informacji o branży kosmetycznej można przeczytać w raporcie Banku Pekao S.A. pt. „Odporni na spowolnienie? Sytuacja polskiej branży kosmetycznej”. Autorem raportu jest: Paweł Kowalski, ekspert Departamentu Analiz Makroekonomicznych w Banku Pekao S.A.

Źródło: Pekao

Raport Banku Pekao: Zielona transformacja branży rolno-spożywczej a konkurencyjność polskiego sektora

Bank Pekao S.A. opublikował raport sektorowy pt. „Zielona transformacja branży rolno-spożywczej. Szansa czy zagrożenie dla konkurencyjności polskiego sektora?”, w którym wskazuje na nadchodzące zmiany w unijnym sektorze rolno-spożywczym. Wynikają one z ambitnych celów Unii Europejskiej, takich jak zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych do 2030 roku oraz osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku.

Polska branża rolno-spożywcza, jedna z największych w Unii Europejskiej, ma szansę wykorzystać te zmiany do budowy nowych przewag konkurencyjnych i wzmocnienia swojej pozycji rynkowej. Aby ten scenariusz mógł się zrealizować, konieczne jest przyspieszenie tempa transformacji oraz wsparcie sektorów, które mogą odczuć negatywne skutki rosnących wymagań środowiskowych.

Raport podkreśla, że krajowa branża spożywcza wyróżnia się na tle gospodarki wysokimi nakładami na ochronę środowiska, które w 2022 roku wyniosły ponad 330 mln zł. Wydatki te stanowią około 16 proc. łącznych nakładów w polskim przetwórstwie przemysłowym i w ostatnich pięciu latach wzrosły prawie trzykrotnie.

Analitycy Banku Pekao zauważają, że przyjęte kierunki unijnej polityki będą wywierać jeszcze większą presję na zmniejszenie wpływu na środowisko, co obejmuje zmiany regulacyjne wpływające na otoczenie biznesowe gospodarstw rolnych i przedsiębiorstw spożywczych. Jednym z przykładów jest rozszerzenie stosowania dyrektywy o emisjach przemysłowych na kolejne segmenty produkcji żywca, co będzie miało duże znaczenie dla krajów przodujących w produkcji zwierzęcej, takich jak Polska.

- Unijna polityka, wywierająca coraz większy nacisk na rolników, stwarza możliwość ewolucji w kierunku bardziej zrównoważonego modelu rolnictwa, uwzględniającego praktyki przyjazne dla środowiska. Polityka ta będzie stymulować rozwój nowych technologii, które redukują emisje i poprawiają efektywność produkcji, przyczyniając się tym samym do optymalizacji kosztów. Jednakże, część gospodarstw rolnych, aby się rozwijać i realizować, będzie potrzebowała wsparcia ze strony państwa, sektora finansowego oraz firm z otoczenia rolnictwa mówi Grzegorz Rykaczewski, autor raportu i ekspert zajmujący się sektorem rolno-spożywczym w Banku Pekao S.A.

Nowa rzeczywistość obejmuje również obowiązek raportowania zrównoważonego rozwoju, który rozszerza się na kolejne unijne przedsiębiorstwa. Szacuje się, że obejmie on około 5 tysięcy największych firm spożywczych w UE. Raportowanie śladu środowiskowego może stanowić ważną przewagę na rynku, zwłaszcza dla firm wykazujących niższe emisje niż średnia w danym sektorze.

Unijna strategia „Od pola do stołu” kładzie nacisk na ograniczenie stosowania nawozów mineralnych, antybiotyków oraz środków ochrony roślin, a także na rozwój rolnictwa ekologicznego. Zielona transformacja tworzy szanse na wzmacnianie pozycji polskiej żywności dzięki jakościowym przewagom, przy jednoczesnym zachowaniu konkurencyjności unijnych gospodarstw rolnych.

Więcej informacji na temat zielonej transformacji branży rolno-spożywczej w odniesieniu do polskiego sektora, można przeczytać w raporcie dostępnym na stronie banku: Analizy Pekao. Raport sektorowy: Zielona transformacja branży rolno-spożywczej

Źródło: Pekao

Księgowy ma być empatycznym doradcą? Wyniki badania fillup k24 „Portret księgowych w Polsce”

Księgowy ma być empatycznym doradcą? Wyniki badania fillup k24 „Portret księgowych w Polsce”

 

Księgowy przyszłości (i to wcale nie tak odległej) ma być analitykiem, doradcą, strategicznym partnerem w biznesie. Cierpliwym, zaangażowanym, komunikatywnym. Najnowszy raport fillup k24 „Księgowi jako kluczowi doradcy klienta? Rola, wyzwania i rozwój zawodu okiem księgowych i przedsiębiorców” zarysowuje nową rolę księgowego. Żeby jednak jej sprostać, księgowi potrzebują przede wszystkim czasu na samorozwój. Jak pokazuje badanie, dostęp do nowoczesnych technologii, które ściągają z pracowników ciężar żmudnych zadań, jest tutaj kluczowy.

 

 

Czego oczekują polscy przedsiębiorcy?

Prowadzenie ksiąg rachunkowych i zadania sprawozdawcze są oczywistymi obowiązkami księgowych. Ponad 53% przedsiębiorców dostrzega jednak, że księgowi pełnią w ich firmach bardziej złożone role – są mocnym wsparciem w doradztwie, zarządzaniu ryzykiem i analizie finansowej. Dla co trzeciego przedsiębiorcy księgowy uchodzi za gwarant rzetelności oraz za pracownika ważnego i potrzebnego. Aż 82% potrafi też jasno wskazać pożądane w przyszłości kompetencje księgowych, które wykraczają daleko poza standardowe obowiązki – są to przede wszystkim doradztwo strategiczne (33% wskazań), zarządzanie ryzykiem (29%) i zaawansowana analiza danych (29%).

Badanie pokazało, że szybko zmieniające się przepisy, adaptacja do nowych technologii  rosnące oczekiwania klientów i pracodawców stanowią dzisiaj najważniejsze wyzwania dla aż 87% polskich księgowych. Księgowi doskonale wiedzą, że punkty ciężkości w ich zawodzie nieco się przesunęły. Żeby jednak naprawdę nadążyć za rytmem zmian, potrzeba im przede wszystkim czasu na poszerzanie kompetencji. Niezawodne narzędzia u boku, które usprawnią codzienną pracę, będą nieocenionym wsparciem – komentuje Artur Kaczmarek, dyrektor ds. komunikacji w e-file.

Automatyzacja – remedium na nadmiar obowiązków

W opinii polskich księgowych oszczędność czasu i zwiększenie efektywności są zdecydowanie największymi atutami korzystania z nowoczesnych technologii – podkreśla je ponad 61% ankietowanych. Z kolei z punktu widzenia przedsiębiorców na pierwsze miejsce wysuwa się redukcja błędów (40% wskazań). Spośród zalet nowoczesnych technologii istotniejszego znaczenia niż dla księgowych nabierają dla przedsiębiorców także lepsza analiza danych (prawie 28% wskazań) i lepsza komunikacja (prawie 25%).

Nowe technologie wzbudzają oczywiście sporo emocji. Z jednej strony zarówno księgowi, jak i przedsiębiorcy, mają świadomość, jak dużo mogą dzięki nim zyskać. Z drugiej, adaptacja do nowych technologii w księgowości jest postrzegana przez obie grupy (księgowych i przedsiębiorców) jako drugie największe wyzwanie zawodowe, zaraz po szybko zmieniających się przepisach.

Adaptacja do nowych technologii stanowi wyzwanie dla co trzeciego księgowego. Dodajmy, że wbrew powszechnemu przekonaniu o wyższych kompetencjach cyfrowych młodych pokoleń, wiek księgowych wcale nie był tutaj znaczącą zmienną. Pomimo tych naturalnych obaw w obliczu nowego, warto zachować otwartość na zmiany. Automatyzacja, w tym precyzyjny system OCR, oraz usprawnienie codziennej komunikacji, które zapewnia na przykład program fillup k24, pozwalają uwolnić się od żmudnych czynności i stresujących tur poprawek. A to zdecydowanie podnosi morale i wreszcie stwarza tak potrzebną przestrzeń, żeby rozwinąć skrzydła – zaznacza Artur Kaczmarek.

Kompetentny? To za mało

Jeśli polski księgowy chce być konkurencyjny, będzie potrzebował coraz więcej przestrzeni do samorozwoju i większego zaangażowania w rozwój firmy. Badanie fillup k24 pokazuje bowiem, że przedsiębiorcy coraz częściej szukają księgowych, którzy są cierpliwi i komunikatywni (89% wskazań), zaangażowani w pracę na rzecz klienta/firmy (40%), empatyczni (35%). Dopiero więc konkretna wiedza wsparta rozwiniętymi kompetencjami miękkimi wyróżni najlepszych specjalistów.

******

fillup k24 to nowoczesne narzędzie, które umożliwia biurom rachunkowym współpracę z klientami biura i kompleksowy wgląd w aktualne statusy dotyczące etapów ich rozliczeń, doskonale wpisując się w trend automatyzacji i cyfryzacji procesów księgowych. Jako zaawansowane rozwiązanie technologiczne, fillup k24 wspiera księgowych w ich ewoluującej roli strategicznych doradców biznesowych. System oferuje zintegrowane funkcje, które znacząco usprawniają codzienne operacje księgowe, wspierając zarówno małe firmy, średnie przedsiębiorstwa (MŚP), jak i duże biura rachunkowe.

Źródło: Mediacontact

Opóźnione płatności pogrążają transport – czy nowe prawo to zmieni?

Opóźnione płatności pogrążają transport – czy nowe prawo to zmieni?

W pierwszym kwartale tego roku aż 54% małych i średnich firm transportowych musiało czekać na płatność ponad 60 dni od wyznaczonego terminu spłaty – wynika z badania przeprowadzonego przez BIG InfoMonitor. To najgorszy wynik spośród wszystkich branż i wyraźny sygnał, że płynność finansowa jednej z najważniejszych gałęzi polskiej gospodarki wymaga pilnego wsparcia. Z pomocą przyjść mogą nowe przepisy w sprawie opóźnień w płatnościach wdrożone na gruncie polskim i unijnym.

Długie terminy płatności od lat są bolączką branży transportowej i wynikają z jej specyfiki. Transport towarów to proces długi, wieloetapowy i angażujący kilka podmiotów, co utrudnia i komplikuje proces rozliczeń.

Data spłaty widniejąca na fakturze bywa tylko jedną ze składowych ostatecznego terminu wpływu zapłaty na konto przewoźnika. Uwzględnia on, chociażby konieczność przesłania oryginałów dokumentów przewozowych do płatnika, nierzadko z drugiego końca Europy. W efekcie czas na spłatę, liczony od chwili dostarczenia dokumentów, wydłuża się o kolejne dni lub tygodnie  zwraca uwagę Jakub Gwiazdowski, Head of Partnership & Relations w Transcash.

Plaga opóźnionych płatności

Źródło zdjęcia – Freepik.com

Z danych BIG InfoMonitora wynika, że drastyczny wzrost liczby przeterminowanych należności nastąpił w tym roku. W IV kwartale 2023 roku konieczność czekania na zapłatę ponad 60 dni po terminie płatności deklarowało 27% małych i średnich firm z sektora TSL, a w I kwartale 2024 roku już ponad połowa. Skąd tak duża zmiana? Można przypuszczać, że w obliczu kryzysu, z którym zmaga się branża, wzrasta również tendencja do przyjmowania bardziej ryzykownych zleceń lub godzenia się na gorsze warunki płatności w imię utrzymania kontrahenta. Do takich kroków skłania też rosnące zadłużenie firm z branży TSL, które w 2023 roku zwiększyło się o 18%, osiągając wartości ponad 3 mld zł.

Jest jasne, że skrócenie terminów płatności nie nastąpi z inicjatywy przedsiębiorców, zwłaszcza że problem w tym względzie dotyczy również innych branż, w tym handlowej czy budowlanej. Zmianę trzeba więc wymusić za pomocą stosownych przepisów,  co na poziomie europejskim może nastąpić już w przyszłym roku.

30 dni na płatność – tego chce UE

23 kwietnia 2024 roku Parlament Europejski przyjął Rozporządzenie w sprawie zwalczania opóźnień w płatnościach w transakcjach handlowych. Zgodnie z jego zapisami, termin płatności określony w umowie nie może przekroczyć 30 dni od dnia doręczenia faktury i dostarczenia towaru. Wydłużenie tego terminu do 60 dni nadal będzie możliwe, ale taki zapis musi zostać ustalony między stronami i ujęty w potwierdzającym współpracę dokumencie. W szczególnych przypadkach, które precyzują przepisy, termin płatności będzie mógł zostać przedłużony do maksymalnie 120 dni. Zapisy rozporządzenia powinny zacząć obowiązywać po 18 miesiącach od chwili publikacji, czyli w tym wypadku, w drugiej połowie 2025 roku. Dopiero wówczas przekonamy się, czy unijne prawodawstwo przyczyniło się do realnej zmiany terminów płatności, choć zapis o dopuszczalnym wydłużeniu terminu spłaty do 60 dni daje pole do nadużyć.

Warto wspomnieć, że ten sam akt prawny ustanawia również podwyżkę rekompensaty tytułem kosztów odzyskania należności. Dotychczasowe stawki zostały zwiększone, odpowiednio z 40 do 50 euro w przypadku długów w kwocie nie wyższej niż 1500 euro, z 70 do 100 euro za każdą pojedynczą transakcję handlową w wysokości od 1501 euro do 15 tys. euro oraz ze 100 do 150 euro za zwłokę w spłacie należności powyżej tej kwoty – zwraca uwagę Jakub Gwiazdowski z Transcash.

14 dni na zapłatę w branży TSL

Jeszcze dalej w swoich planach związanych ze skróceniem terminów płatności idzie polskie Ministerstwo Infrastruktury. W tym wypadku planowane zmiany mają objąć konkretnie branżę transportową i zakładają skrócenie terminów płatności do zaledwie 14 dni. Informacja na te temat pojawiła się w formie odpowiedzi na interpelację poselską, opublikowaną na stronach sejmu pod koniec września. W piśmie sporządzonym przez sekretarza stanu tego resortu Stanisława Bukowca czytamy, że projekt ustawy o zmianie ustawy o transporcie drogowym oraz niektórych innych ustaw (UD 18) przewiduje, że  termin zapłaty świadczenia pieniężnego za wykonanie przewozu rzeczy, wyniesie 14 dni, przy czym strony będą mogły przedłużyć termin zapłaty do 30 dni. Projekt jest obecnie procedowany przez Ministerstwo Infrastruktury, jednak wejście go w życie nastąpi nie szybciej niż w 24 miesiące od chwili uchwalenia. Jak tłumaczy autor Dokumentu „Skrócenie terminów płatności przewoźnikom drogowym za wykonaną pracę przewozową pozwoli na zachowanie większej płynności finansowej firm transportowych, co ma istotne znaczenie w trudnej sytuacji na rynku międzynarodowych przewozów drogowych rzeczy.”

  Kwestię planowanych zmian prawnych, które ograniczają terminy płatności, poruszyliśmy w badaniu Transcash Finansowy „Indeks Branży TSL”, w którym udział wzięli spedytorzy i przewoźnicy. Zapytani o to, jaki termin płatności uznają za najbardziej pożądany, wspólnie wskazali na przedział między 21 a 30 dni. Co nie dziwi, przewoźnicy skłaniają się ku krótszemu terminowi, a spedytorzy będący po stronie płatników częściej wybierali opcję 30 dni. Pełna wersja raportu opisującego wyniki badania ukaże się jeszcze w tym roku – mówi Jakub Gwiazdowski z Transcash.

Zewnętrzne finansowanie to konieczność

Zmiany w prawie to realna szansa na poprawę sytuacji przedsiębiorców, ale ich wdrożenie nie nastąpi szybko. Do tej pory branża TSL musi wspierać swoją płynność finansową w inny sposób, na przykład za pośrednictwem usług finansowych. Nasze dane pokazują, że przedsiębiorcy z branży TSL chętnie korzystają z kredytów obrotowych i leasingu, ale coraz większą popularnością cieszy się faktoring, czyli usługa finansowania faktur. Faktoring jest niezależny od wahań stóp procentowych oraz zdolności kredytowej i dostępny również dla firm o stosunkowo krótkim stażu na rynku.

Skrócenie terminów płatności w transporcie to szansa na nowe otwarcie dla nadwyrężonej kryzysami branży. Konstrukcja przepisów, a zwłaszcza ich elastyczność, budzi pewne wątpliwości  co do ich skuteczności, ale dopiero za kilka lat przekonamy się, czy przyniosą realną i trwałą zmianę.

Źródło: GutPR

Spadła rok do roku liczba zlikwidowanych firm. Nowe dane

W 9 miesięcy zamknięto blisko 142 tys. jednoosobowych firm. Zawieszono ponad 282 tys. [Dane z CEIDG]

W trzy kwartały samozatrudnieni złożyli blisko 142 tys. wniosków o zamknięcie firm. To spadek r/r o ponad 2 proc.

W dziewięć miesięcy zlikwidowano prawie 142 tys. jednoosobowych firm. Ponad 282 tys. zawieszono

W 9 miesięcy z rynku zniknęło prawie 142 tys. firm. Ponad 282 tys. zawiesiło działalność [DANE Z CEIDG]

Spadła rok do roku liczba zlikwidowanych firm. Widać, że jest trochę lepiej niż rok wcześniej [DANE Z CEIDG]

Rośnie liczba zawieszanych JDG. Eksperci twierdzą, że firmy czekają na zapowiadane przez rząd zmiany

Przedsiębiorcy mniej likwidują, więcej zawieszają. Czekają na zapowiadane przez rząd zmiany [Dane z CEIDG]

 W pierwszych trzech kwartałach br. liczba wniosków dotyczących zamknięcia jednoosobowej działalności gospodarczej spadła o ponad 2% w porównaniu z analogicznym okresem ub.r. Jak przekonują eksperci, sytuacja dla tego typu firm jest nieco lepsza niż wcześniej. Panuje mniejsza niepewność, do tego przystopowała wysoka inflacja. Z kolei liczba wniosków o zawieszenie wzrosła rdr. o niespełna 5%. Według znawców tematu, część przedsiębiorców szuka w ten sposób optymalizacji kosztów. Do tego eksperci dodają, ze końcówka roku nie powinna przynieść radykalnych zmian. Jednocześnie zawracają uwagę na to, że firmy wciąż czekają na zapowiadane przez nowy rząd ułatwienia. Na razie przedsiębiorcy idą na kredycie zaufania do niego, ale to może się odwrócić, jeżeli zapowiadane zmiany dalej będą szły tak wolno. Wówczas statystki też mogą się pogorszyć. 

 

Z danych udostępnionych przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii (MRiT) wynika, że w trzech kwartałach br. do rejestru CEIDG wpłynęło prawie 142 tysiące wniosków dotyczących zakończenia jednoosobowej działalności gospodarczej. To o 2,2% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich przypadków było ponad 145 tys. Według Łukasza Goszczyńskiego, radcy prawnego i doradcy restrukturyzacyjnego z kancelarii prawa gospodarczego GKPG, ten wynik raczej nie jest zaskoczeniem. Przedsiębiorcy po ubiegłorocznej zmianie władzy liczyli, że ich sytuacja się poprawi. To oczywiście w pewien sposób nastąpiło, ale nie jest to jeszcze taka zmiana, która byłaby w 100% satysfakcjonująca.

 

– Ten spadek rdr. to efekt wielu czynników. Jednym z nich jest poprawa warunków prowadzonej działalności, ale rozumiana jako zmniejszenie niepewności. Część przedsiębiorców zdążyła się już przystosować do podwyżek cen energii, paliwa czy zwiększania pracy minimalnej. To oczywiście nie oznacza, że nagle warunki są idealne. Według badań, większość przedsiębiorców jest pesymistycznie usposobiona do dalszego prowadzenia działalności gospodarczej. Wśród głównych przyczyn takiego stanu rzeczy nie wymieniają już oni niepewności, a wskazują koszty prowadzonej działalności – komentuje Grzegorz Kostrzewa z Kancelarii Restrukturyzacyjnej ProPrawni.

 

Warunki dla JDG są nieco lepsze, co podkreśla Adrian Parol, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny. I dodaje, że sytuacja gospodarcza nie pogarsza się, jak to było w okresie wcześniejszym, a wysoka inflacja przystopowała. Ponadto ustawodawca przestał zaskakiwać przedsiębiorców nagłymi zmianami prawa. Jak przekonuje ekspert, firmy nie są zamykane z dnia na dzień. Najpierw przedsiębiorcy przeważnie zawieszają działalność. Jeśli nie ma perspektywy poprawy, to składają wniosek o zamknięcie biznesu.  

 

– Według raportów branżowych, najwięcej likwidowanych firm jest związanych z trzema sektorami gospodarki, tj. przetwórstwem przemysłowym, handlem hurtowym i detalicznym oraz budownictwem. Istnieje zbiór powodów, które dotyczą przedsiębiorstw bez względu na obszar działalności. Ale są również takie związane z daną branżą i dotyczą np. regulacji czy zmian nastojów konsumenckich – dodaje Grzegorz Kostrzewa.

 

Z danych resortu również wynika, że w trzech kwartałach br. ponad 30 tys. wniosków w ww. kwestii dotyczyło JDG, które nie wskazały województwa wykonywania działalności. Rok wcześniej było to 26,4 tys. Natomiast patrząc na dane z poszczególnych województw najwięcej wniosków dotyczyło mazowieckiego – 18,3 tys. (w trzech kwartałach 2023 roku – 18,6 tys.). Jak przekonuje mec. Adrian Parol, coraz więcej przedsiębiorców nie dokonuje ww. wskazania, co jest zgodne z prawem. Decyduje o tym m.in. chęć prowadzenia działalności w różnych miejscach. Spośród zamykanych firm musi być więc jakiś odsetek tych, które nie są powiązane z jednym województwem.

 

– Te dane świadczą przede wszystkim o zmieniającej się strukturze przedsiębiorstw, będącej wynikiem coraz większej mobilności i rozwoju cyfryzacji. Przepisy nie wymagają podania dokładnej lokalizacji, jeśli nie jest ona związana z fizycznym miejscem. Przykładowo, w zakresie usług informatycznych miejsce wykonywania działalności jest płynne. Należy wspomnieć również o wzroście znaczenia pracy zdalnej w okresie pandemii – analizuje ekspert z kancelarii ProPrawni.

 

Jak wynika z danych resortu, w trzech kwartałach br. do rejestru CEIDG wpłynęło 282,4 tys. wniosków o zawieszenie JDG. To o 4,6% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy takich przypadków było 270 tys. W opinii radcy prawnego Adriana Parola, część drobnych przedsiębiorców szuka w ten sposób optymalizacji kosztów, w szczególności związanych z ubezpieczeniami społecznymi, które stanowią spore obciążenie. A zawieszenie JDG pozwala na zamrożenie tych wydatków.

 

– Zawieszanie działalności to często pierwszy krok do zamknięcia firmy, ale nie jest to regułą. Przedsiębiorcy często to robią, kiedy właśnie szukają oszczędności, bo w danej chwili mają zastój w prowadzeniu działalności. I to nie jest niczym złym. Spora liczba tych podmiotów potem się odwiesza i ponownie wraca do obrotu. W mojej ocenie, ten wzrost raczej nie powinien być alarmujący – ocenia mec. Łukasz Goszczyński.

 

Rodzi się więc pytanie dotyczące liczby wniosków o zamknięcie i zawieszenie JDG w końcówce roku. Jak prognozuje Grzegorz Kostrzewa, zapewne sytuacja będzie podobna do tej z ostatnich miesięcy, o ile nie wystąpią jakieś nieprzewidziane czynniki. W opinii eksperta, w najbliższym czasie najbardziej narażone na likwidację będą przedsiębiorstwa działające w takich obszarach, jak transport, hotelarstwo i gastronomia, mały handel detaliczny, usługi osobiste, w tym fryzjerskie i kosmetyczne, a także szkoleniowe i edukacyjne.

 

– Trudno jednoznacznie powiedzieć, jak w końcówce roku będzie wyglądała sytuacja z liczbą wniosków dotyczących zamykania i zawieszania JDG. Wszyscy liczymy na pozyskanie środków z KPO, które ożywiłyby gospodarkę. Mówiąc w dużym uproszczeniu, na rynku dostrzegalny jest brak pieniędzy. One gdzieś zniknęły przy jednoczesnym utrzymaniu wysokich kosztów – mówi mec. Adrian Parol.

 

Z kolei ekspert z kancelarii prawa gospodarczego GKPG uważa, że sytuacja z liczbą wniosków dot. zamykania i zawieszania JDG faktycznie może się podobnie przedstawiać, jak w pierwszych trzech kwartałach br. Natomiast jednocześnie dodaje, że ustawodawca powinien się trochę pospieszyć w planowaniu i wdrażaniu zmian, ponieważ przedsiębiorcy naprawdę na to czekają. Ekspert dodaje również, że jeżeli nic się w tej materii nie zmieni w IV kwartale tego roku, to ww. dane mogą w I kw. 2025 r. trochę się pogorszyć, bo przedsiębiorcy na razie idą na zaufaniu do nowej władzy, ale jednocześnie coraz bardziej czekają na zapowiadane zmiany.

 

Źródło: MondayNews.pl

Dla 40% Polaków zakup auta jest poza ich zasięgiem finansowym

21% Polaków przyznaje, że stać ich na nowy samochód, choć połowa z tej grupy nie wyda na ten cel więcej niż 80 tys. zł. Jednocześnie 39% polskich kierowców stać na używany samochód, jednak 65% z nich nie zapłaci za niego więcej niż 30 tys. zł. O ile w przypadku używanych aut znalezienie satysfakcjonującego pojazdu nie powinno być problemem, o tyle możliwości finansowe Polaków w przypadku nowych samochodów nie pozwalają im na wiele. Dodatkowo aż 40% polskich kierowców przyznaje, że nie stać ich na zakup samochodu.

Według IBRM Samar średnia cena nowego auta w Polsce to ponad 180 tys. zł i wzrosła o kilka procent w ujęciu rocznym. W porównaniu do 2018 roku wzrost wyniósł już ponad 70%. Tak duża kwota jest poza zasięgiem większości Polaków, niezależnie od tego, czy finansują zakup kredytem, czy leasingiem. GUS również poinformował, że w październiku ceny aut osobowych wzrosły o 7,2%. Jednocześnie w trzech kwartałach tego roku zarejestrowano 399 tys. nowych samochodów osobowych, co oznacza wzrost o prawie 14% w porównaniu do roku ubiegłego – wynika z raportu KPMG w Polsce i PZPM „Branża motoryzacyjna”. Dlatego eksperci rankomat.pl postanowili zbadać, ile Polacy są w stanie wydać na samochody.

Co 10. Polak deklaruje, że bez problemu kupi nowe auto 
W badaniu przeprowadzonym na zlecenie rankomat.pl 11% respondentów przyznało, że są w stanie kupić nowe auto, a 10% może to zrobić z pomocą kredytu lub leasingu. W sumie 21% deklaruje, że stać ich na nowy samochód. Wśród nich największa grupa (21%) deklaruje, że może przeznaczyć na ten cel od 70 001 zł do 80 tys. zł. Druga co do wielkości grupa (20%) jest w stanie wydać nawet ponad 100 tys. zł. Z kolei trzecia największa grupa (13%) nie jest w stanie przeznaczyć na ten cel więcej niż 40 tys. zł.

Biorąc pod uwagę, że większość respondentów nie może wydać na nowe auto więcej niż 80 tys. zł, ich zakupy będą bardzo ograniczone. Według strony motonews.pl w salonach znajdują się obecnie tylko 22 modele aut poniżej 80 tys. zł, z czego najtańszy kosztuje 61 tys. zł. Wynika z tego, że 30% osób deklarujących możliwość zakupu nowego auta w rzeczywistości na to nie stać.

39% polskich kierowców stać na używane auto 
Z badania rankomat.pl wynika, że 32% Polaków stać na używane auto, a 7% musi wspomagać ten zakup kredytem lub pożyczką. Największa grupa respondentów (27%) może przeznaczyć na ten cel od 10 001 zł do 20 tys. zł. Taka kwota pozwala na zakup kilkunastoletniego auta z przebiegiem około 200 tys. km i silnikiem 1,6 l, lub starszego modelu z większym przebiegiem, a nawet i mocą.

Druga co do wielkości grupa przeznaczy na używane auto od 20 001 zł do 30 tys. zł. Te osoby mają większe szanse na znalezienie lepszego pojazdu, choć nadal nie będzie ani najnowszy, ani najmniej zużyte auta. Trzecia grupa (16%) jest skłonna wydać od 30 001 zł do 40 tys. zł, co daje większe możliwości zakupu młodszych samochodów w bardzo dobrym stanie technicznym. Nawet 15% osób deklarujących gotowość do wydania mniej niż 10 tys. zł znajdzie coś na rynku aut używanych, choć mediana ceny samochodu używanego w październiku 2024 r. wyniosła 32,9 tys. zł według danych AURES Holdings.

Dla 40% Polaków zakup auta jest poza zasięgiem finansowym 
Z badania porównywarki można wyciągnąć jeszcze jeden smutny wniosek – 40% Polaków nie stać na samochód. Sam zakup to jedno, ale utrzymanie auta generuje dodatkowe koszty, które z każdym rokiem rosną. Pomijając zmienne ceny paliwa oraz planowaną podwyżkę przeglądów technicznych, koszty serwisu i napraw samochodów w 2022 r. wzrosły nawet o 38% – wynika z danych platformy Automarket. Rośnie także średnia cena OC.

– Pierwsze roczne podwyżki obowiązkowych ubezpieczeń komunikacyjnych odnotowano w II kwartale 2023 roku. Od tego czasu średnia cena OC wzrosła już o 38,7%. W III kwartale 2024 roku ceny polisy zwiększyły się natomiast o ponad 6% w porównaniu do poprzedniego kwartału. Trend wzrostu cen wciąż się utrzymuje. Warto więc porównywać oferty różnych towarzystw ubezpieczeniowych – wybierając najkorzystniejszą propozycję, można zaoszczędzić nawet kilkaset złotych – komentuje Bartosz Niewiadomski, prezes zarządu rankomat.pl.

Źródło: Rankomat

Pensje szybko rosną, ale dostępność mieszkań mamy niemal najgorszą w UE

Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że w 2023 r. dochody Polaków wzrosły aż o 13% r/r. Był to dwukrotnie wyższy wzrost niż średnio w UE. Pomimo tego wzrostu pod względem wysokości zarobków wciąż wypadamy słabo. Średni dochód roczny brutto na poziomie 81 999 zł dał nam piąte miejsce od końca. Ponadto w 2023 r. mieliśmy jeden z najmocniejszych w UE wzrostów cen mieszkań (8,8% r/r). W tym przypadku wyprzedziły nas tylko Chorwacja (12% r/r), Bułgaria (10% r/r) i Litwa (10% r/r). Pojawia się więc pytanie, jak po tych zmianach wygląda dostępność mieszkań w Polsce w porównaniu do sytuacji w innych krajach UE. Z wyliczeń Rankomat.pl wynika, że biorąc pod uwagę średnie dochody w poszczególnych krajach i ceny mieszkań w ich stolicach, Polacy wypadają niemal najgorzej w UE. Do zakupu 50 m² w centrum Warszawy potrzeba aż 168 miesięcznych średnich pensji brutto. Gorzej jest tylko w Czechach (188 pensji) i we Francji (171 pensji).

Dane Eurostatu pokazują, że sporo nam jeszcze brakuje do poziomu zarobków w krajach Europy Zachodniej. W 2023 r. w Polsce średni roczny dochód brutto wyniósł 81 999 zł, co daje nam 22. miejsce na 26 krajów, dla których podano dane. Dla porównania najwyższy dochód był w Luksemburgu (równowartość 350 tys. zł), w Danii (równowartość 292 tys. zł) i Irlandii (równowartość 353 tys. zł). Z kolei mniej od nas zarabiają Bułgarzy (równowartość 58 tys. zł), Węgrzy (71 tys. zł), Grecy (73 tys. zł) i Rumuni (76 tys. zł). Często porównujemy się też do Niemców. W ich przypadku średni dochód brutto wyniósł równowartość 220 tys. zł, czyli był 2,6 razy wyższy od naszego.

Na szczęście z roku na rok coraz bardziej doganiamy bogatsze kraje UE. W ubiegłym roku przeciętne wynagrodzenie roczne brutto wzrosło w Polsce aż o 13%. Pod tym względem zajęliśmy szóste miejsce wśród 26 krajów, dla których podano dane. Dla porównania średnio w UE wzrost wyniósł 6,2%. Z kolei w Niemczech było to 6,8%, a we Francji 4,5%.

Czwarty najmocniejszy wzrost cen mieszkań w UE

Piękny obraz szybko rosnących pensji burzy fakt, że w tym samym czasie znacząco wzrosły ceny produktów i usług. Według GUS średnioroczna inflacja w 2023 r. wyniosła 11,4%, a więc zarobiliśmy sporo więcej, ale też znacząco wzrosły nasze wydatki.

Znacząco wzrosły również ceny mieszkań. Według danych Eurostatu w 2023 r. średnio w całej Polsce wzrosły o 8,8%, co było czwartym najmocniejszym wzrostem w UE. Patrząc na dane z całego kraju, należy jednak pamiętać, że nasz rynek nieruchomości staje się coraz bardziej niejednorodny. Ceny najmocniej rosły w dużych miastach, które przyciągają nowych mieszkańców. Dla przykładu w Warszawie ceny transakcyjne nowych mieszkań wzrosły o 16,3% r/r (dane NBP), a więc mocniej niż wynagrodzenia. Z kolei w wielu małych i średnich miastach oraz na wsiach ceny stoją w miejscu lub nawet spadają. Dostępność mieszkań i domów w części regionów spada, a w innych rośnie. Problem polega na tym, że dostępność rośnie głównie tam, gdzie niewiele osób chce zamieszkać.

Biorąc pod uwagę zmiany wynagrodzeń i cen mieszkań, warto sprawdzić, jak wygląda relacja tych dwóch elementów w poszczególnych krajach. Postanowiliśmy zestawić wspomniane wyżej średnie wynagrodzenia brutto z cenami mieszkań w stolicach poszczególnych krajów członkowskich UE. Niestety wynik okazał się bardzo niekorzystny dla Polaków.

Potrzeba aż 168 miesięcznych pensji, aby kupić mieszkanie w centrum Warszawy

Wspomnieliśmy już, że średnie wynagrodzenie roczne brutto w Polsce wynosiło 81 999 zł, co daje 6833 zł brutto miesięcznie. Biorąc pod uwagę, że średnia cena m² w centrum Warszawy wynosi 22 917 zł (wg Numbeo), to do zakupu 50 m² potrzeba aż 168 pensji. To trzeci najgorszy wynik w UE.

Dla porównania, kupując takie samo mieszkanie w centrum Brukseli, przeciętnemu Belgowi wystarczą 43 pensje. Na drugim miejscu uplasował się Cypr (54 pensje), a na trzecim Dania (67 pensji). Gorzej od Polski wypadają jedynie Czechy i Francja. Ci pierwsi, aby kupić 50-metrowe mieszkanie w centrum Pragi, potrzebują aż 188 pensji. Z kolei Francuz do zakupu mieszkania w centrum Paryża potrzebuje 171 pensji.

Gdyby osoba z przeciętnym dochodem chciała kupić mieszkanie w stolicy, ale poza centrum, to w Warszawie będzie to wymagało 114 pensji. Liczba jest co prawda niższa, ale w porównaniu z innymi krajami UE wypadamy tak samo jak poprzednio, czyli nadal zajmujemy 24. miejsce na 26 krajów, dla których podano dane.

Na koniec warto wspomnieć, że przeciętny człowiek oczywiście nie kupuje mieszkań za „gotówkę”, lecz z pomocą kredytu hipotecznego. Biorąc jednak pod uwagę, że mamy najdroższe kredyty hipoteczne w UE, wynik takiego porównania byłby zapewne jeszcze gorszy.

Handel nie gorączkuje się sezonem świątecznym. Tylko 11% prognozuje większą sprzedaż pod koniec roku

Subindeks Barometru EFL dla handlu na ostatni kwartał tego roku wyniósł 49 pkt., o 1,3 pkt. więcej niż kwartał wcześniej. Jest to najwyższy wynik tego sektora od roku (w IV kwartale 2023 – 49,7 pkt.), jednak wśród firm handlowych więcej jest pesymistów niż osób optymistycznie patrzących w przyszłość. Tylko 11% liczy na większe przychody w IV kwartale, podczas gdy 16% prognozuje ich spadek. O większych inwestycjach myśli zaledwie 4% respondentów, a 13% spodziewa się ich spadku.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Barometr EFL dla branży handlowej na IV kwartał 2024:

  • Subindeks: 49 pkt. (+1,3 pkt. kw./kw.)
  • Inwestycje: 13 proc. przedsiębiorców prognozuje spadek poziomu inwestycji w porównaniu do III kwartału br.
  • Sprzedaż: 16 proc. przedsiębiorców prognozuje spadek poziomu sprzedaży w porównaniu do III kwartału br.
  • Płynność finansowa: 14 proc. prognozuje spadek płynności finansowej w porównaniu do III kwartału br.
  • Finansowanie zewnętrzne: 15 proc. przedsiębiorców prognozuje większe zapotrzebowanie na finansowanie zewnętrzne niż w III kwartale br.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Sprzedaż detaliczna, jak wynika z ostatnich danych Głównego Urzędu Statystycznego, we wrześniu tego roku spadła o 3 proc. w ujęciu rocznym i o 5,7 proc. w ujęciu miesięcznym. Tak słabych danych nie spodziewał się prawie nikt i obecnie wszyscy zastanawiamy się, czy te wyniki były jednorazowym zjawiskiem czy początkiem dłuższego negatywnego trendu. Patrząc na ostatni tegoroczny odczyt Barometru można spodziewać się, że końcówka roku będzie lepsza, ale to nie jest takie pewne. Pomimo zbliżającego się najgorętszego sezonu w roku, kiedy w związku ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia wydatki konsumpcyjne są ponadprzeciętne, tylko 11% przedsiębiorców spodziewa się większych obrotów w porównaniu do poprzedniego kwartału. Grupa obawiających się mniejszej liczby zamówień niestety jest liczniejsza. Jednak jedna jaskółka wiosny nie czyni, więc i tym razem z wyrokowaniem poczekałbym do kolejnego pomiaru, już w nowym roku, powie nam więcej o kondycji handlu w Polsce – powiedział Radosław Woźniak, prezes zarządu EFL.

Sprzedaż w dół

Subindeks Barometru EFL na IV kwartał br. dla branży handlowej wyniósł 49 pkt., o 1,3 pkt. więcej niż kwartał wcześniej. Choć uzyskany wynik jest najwyższy od roku (w IV kwartale 2023 roku wyniósł 49,7 pkt.) to wciąż pozostaje poniżej progu ograniczonego rozwoju (wynoszącego 50 punktów), co oznacza, że firmy wciąż nie widzą perspektyw do rozwoju swojej działalności.

Na wciąż niską wartość subindeksu Barometru EFL dla handlu zapracowały trzy z czterech badanych obszarów. Po pierwsze, inwestycje. 64% firm nie spodziewa się w tym obszarze żadnych ruchów, a tylko 4% wskazuje na większe plany inwestycyjne pod koniec roku. 14% prognozuje zmniejszenie inwestycji, a aż 18% nie ma zdania na ten temat.

Źle wyglądają prognozy dotyczące sprzedaży. 11% firm liczy na większe obroty, ale już 16% obawia się ich spadku. I porównując te wyniki do III kwartału – 8% liczyło na wzrost a 20% na spadek sprzedaży – można mieć wrażenie, że jest lepiej. Jednak biorąc pod uwagę, że ostatnie trzy miesiące to najgorętszy okres dla handlu, kiedy Polacy zostawiają w sklepach najwięcej pieniędzy, to tak niewielki wzrost w ujęciu kwartalnym nie napawa optymizmem. 

Za niską sprzedażą idzie gorsza płynność finansowa firm handlowych. 10% firm obawia się słabszej kondycji finansowej, a 14% obawia się jej pogorszenia.

Ponownie jak kwartał wcześniej tylko w kontekście finansowania zewnętrznego więcej respondentów wskazuje na wzrost zapotrzebowania niż na spadek (odpowiednio 15% i 5%). Jednak, tak jak w czasach prosperity i „normalności” zewnętrze finansowanie jak leasing czy kredyt było potrzebne głównie na inwestycje, tak teraz przedsiębiorcy dzięki niemu bardzo często płacą bieżące rachunki, wynagrodzenia czy zamawiają potrzebne towary.

Obawy inflacyjne słabną

Dwa razy mniej firm niż w III kwartale br. obecnie obawia się inflacji i jej negatywnego wpływu na kondycję ich biznesu w perspektywie najbliższych sześciu miesięcy (16% w IV kwartale br. vs. 32% w III kwartale br.). Jest to najniższy wynik od 2 lat. 63% firm handlowych uważa, że inflacja będzie neutralna dla ich biznesu, a 18% nie potrafi przewidzieć tego, co się wydarzy.

Główny odczyt Barometru EFL na IV kwartał 2024 roku wyniósł 50,6 pkt., o 0,6 pkt. więcej niż we wcześniejszym kwartale. Osiągnięty poziom wartości przekroczył próg OR, co oznacza, że mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa widzą szanse na rozwój w najbliższych miesiącach.

***

Barometr EFL jest syntetycznym wskaźnikiem informującym o skłonności firm z sektora MŚP do wzrostu (tj. rozwoju rozumianego, jako stawianie sobie przez przedsiębiorstwa celów związanych ze wzrostem sprzedaży i produkcji, ekspansją na nowe rynki i maksymalizacją zysków, co jest związane z inwestycjami w środki trwałe). Prognozowana na dany kwartał kondycja finansowa firm MŚP daje punkt odniesienia do wnioskowania o zakładanym kierunku zmian, które sprzyjają wzrostowi lub działają hamująco na rozwój firm. Badanie przygotowywane jest przez Ecorys na zlecenie Europejskiego Funduszu Leasingowego SA., a jego wyniki są publikowane co kwartał. Jego uczestnicy to mikro, małe i średnie firmy terenu całej Polski. W badaniu wzięła udział reprezentatywna grupa 600 mikro, małych i średnich firm. Aktualna edycja badania odbyła się od 1 do 23 września 2024 roku.

Źródło: EFL

Finansovo.pl

Finansovo.pl - Nowocześnie o finansach.

Najnowsze informacje z zakresu finansów osobistych, finansów firmowych, dostępnych promocji, aktualnych dotacji, możliwości lokowania środków, podatków, ubezpieczeń, publikowanych raportów.

Napisz do nas: finansovo@finansovo.pl

Reklama

We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.