Raporty

Aromma.pl - Świece sojowe tworzone z pasją

Zamrożone pieniądze, zamrożony rozwój. Branża transportowa walczy o płynność

Aż 9 na 10 firm transportowych otrzymuje płatności po terminie, a przeciętna wartość środków „zamrożonych” w nieopłaconych fakturach sięga 75,5 tys. zł – wynika z najnowszego badania Bibby Financial Services, zrealizowanego przez Keralla Research we wrześniu 2025 roku. Choć większość przedsiębiorców odzyskuje należności w ciągu dwóch tygodni, nie brakuje firm, które czekają na zapłatę miesiąc lub dłużej.

– Transport to branża, która funkcjonuje w nieustannym napięciu – między rosnącymi kosztami operacyjnymi, a opóźnieniami w płatnościach. Wysokie ceny paliwa czy brak kierowców trudno kontrolować, ale ryzyko zatorów płatniczych można ograniczyć. Dlatego regularnie monitorujemy sytuację finansową firm z sektora, by lepiej rozumieć, w jakich obszarach potrzebują one wsparcia i jak zarządzać ryzykiem w relacjach z kontrahentami – podkreśla Piotr Taras, dyrektor ds. finansowania biznesu w Bibby Financial Services Polska.
 
Piotr Taras, Bibby Financial Services (fot. materiały prasowe)

Piotr Taras, Bibby Financial Services (fot. materiały prasowe)

Zatory płatnicze codziennością dla 90 proc. firm transportowych

Z badania wynika, że 90 proc. przewoźników otrzymuje przelewy za wykonaną usługę po terminie wskazanym na fakturze. Najczęściej – w ciągu do 14 dni (43 proc. wskazań). Co piąta firma czeka nawet miesiąc, a niemal co dziesiąta – dwa miesiące lub dłużej. Dla wielu przedsiębiorstw oznacza to konieczność ograniczania wydatków bieżących lub sięgania po zewnętrzne źródła finansowania.
Mediana kwot zamrożonych w nieopłaconych fakturach wynosi 75,5 tys. zł, ale niemal co czwarta firma ma należności między 100 a 250 tys. zł. Ponad 11 proc. przewoźników wskazuje, że wartość niezapłaconych faktur sięga od 250 do 500 tys. zł, a blisko 7 proc. deklaruje, że przekracza nawet pół miliona.
To pokazuje skalę ryzyka, z jakim mierzą się dziś przedsiębiorcy transportowi – zarówno mali przewoźnicy, jak i duże firmy logistyczne. Nawet pozornie krótkie opóźnienia w płatnościach, przy tak wysokich kosztach prowadzenia działalności, oznaczają utratę płynności i konieczność przesuwania inwestycji w tabor czy modernizację. 
 

- Rośnie ryzyko płynnościowe, co wymusza ostrożność w doborze kontrahentów. Można oczekiwać rosnącej presji na dyscyplinę płatniczą i selektywność w relacjach biznesowych

– zauważa Katarzyna Pydych, CEO i założycielka Keralla Research, instytutu realizującego badanie.

Katarzyna Pydych, CEO i założycielka Keralla Research (fot. materiały prasowe)

Katarzyna Pydych, CEO i założycielka Keralla Research (fot. materiały prasowe)

Presja finansowa rośnie

Jak podkreślają eksperci, sytuację w transporcie pogarsza nałożenie się kilku czynników: wzrost kosztów paliwa i opłat drogowych, niższa liczba zleceń w międzynarodowym transporcie drogowym oraz malejąca rentowność.
 

– Polska branża transportowa działa na granicy opłacalności. Rentowność firm spada, a spadające marże nie pozwalają na finansowanie działalności z własnych środków. W konsekwencji maleje liczba aktywnych firm i pojazdów. W tej sytuacji proces konsolidacji staje się nieunikniony, bo polscy przewoźnicy tracą zdolność konkurowania na otwartym, europejskim rynku

- mówi Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce (ZMPD).

Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce (ZMPD) (fot. materiały prasowe)

Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce (ZMPD) (fot. materiały prasowe)

Leszek Luda, prezes Polskiej Unii Transportu zwraca uwagę na jeszcze jedną przyczynę kłopotów finansowych, z którymi mierzy się branża - niskie kompetencje biznesowe wielu przewoźników sektora MŚP. 
 

– Większość polskich, małych przewoźników nie potrafi wyliczyć kosztu kilometra. Oni liczą wyłącznie bieżący koszt kilometra, a przecież na koszt kilometra składa się nie tylko wydatek na paliwo i na kierowcę, lecz także na amortyzację, zakup opon, mandaty czy awarie

– mówi Luda.

Płynność kluczem do przetrwania

Dane z badania jasno pokazują, że problem z terminowością płatności w branży transportowej ma charakter strukturalny. Co gorsza, w ostatnich dwóch latach widać, że rośnie zarówno skala opóźnień, jak i wartość zamrożonych środków.
Eksperci ostrzegają, że ryzyko zatorów płatniczych w transporcie ma efekt domina – problemy jednego kontrahenta szybko przenoszą się na kolejne ogniwa łańcucha dostaw. Dla mniejszych firm może to oznaczać utratę płynności w ciągu zaledwie kilku tygodni.
W tej sytuacji coraz większego znaczenia nabiera skuteczne zarządzanie należnościami i szybki dostęp do gotówki.
 

– W transporcie każdy dzień zwłoki w płatności to realne ryzyko utraty płynności. Faktoring pozwala przedsiębiorcom funkcjonować w sposób przewidywalny – zamieniając należności na środki obrotowe niemal natychmiast. To dziś jedno z niewielu narzędzi, które realnie pomagają utrzymać stabilność finansową i ciągłość działalności

– podsumowuje Piotr Taras z Bibby Financial Services Polska.

Źródło: Bibby Financial Services

W trzy kwartały br. z rynku zniknęło ponad 143 tys. firm. Przeszło 284 tys. zawiesiło działalność

Przedsiębiorczość indywidualna nadal się rozwija, choć bez wyraźnego przyspieszenia [DANE Z CEIDG]

 

[DANE Z CEIDG] W 9 miesięcy br. zlikwidowano 143 tys. jednoosobowych firm. Do tego 284 tys. zawieszono

 

W trzy kwartały br. z rynku zniknęło ponad 143 tys. firm. Przeszło 284 tys. zawiesiło działalność [DANE Z CEIDG]

 

Drobni przedsiębiorcy w trzy kwartały zamknęli przeszło 143 tys. firm. Ponad 284 tys. zawiesili [DANE Z CEIDG]

 

[DANE Z CEIDG] W 9 miesięcy br. samozatrudnieni złożyli ponad 143 tys. wniosków o zamknięcie firm

 

Nieznaczny wzrost zamknięć firm. Więcej przedsiębiorców wchodzi na rynek, niż z niego znika

 

Więcej wniosków o zamknięcie JDG, ale bilans wciąż dodatni. Przedsiębiorczość w Polsce rośnie

 

Minimalny wzrost zamknięć jednoosobowych firm. Eksperci uspokajają: „To naturalne wahanie rynku”

 

Bez boomu, ale z potencjałem. Przedsiębiorczość indywidualna utrzymuje stabilny kurs

 

W trzy kwartały br. liczba wniosków dotyczących zamknięcia jednoosobowej działalności gospodarczej wzrosła o blisko 1% w porównaniu z analogicznym okresem ub.r. Zdaniem znawców tematu, to stosunkowo niewielka zmiana, która nie powinna nadmiernie niepokoić. Do tego eksperci dodają, że w skali kraju więcej biznesów wchodzi na rynek, niż z niego znika. Jednak są województwa, w których sytuacja wygląda odwrotnie. Z kolei liczba wniosków o zawieszenie JDG zwiększyła się rdr. o niespełna 1%. Jak przekonują eksperci, takie decyzje oznaczają zazwyczaj przerwę w prowadzeniu działalności, a nie całkowitą rezygnację z niej.

Blisko 142 tys. zamknięć

Według danych udostępnionych przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii (MRiT), w trzech kwartałach br. do rejestru CEIDG wpłynęło 143,1 tys. wniosków dotyczących zakończenia jednoosobowej działalności gospodarczej. To o 0,8% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich przypadków odnotowano 141,9 tys. Jak stwierdza dr Wojciech Duranowski, ekonomista z Uniwersytetu Opolskiego, choć liczby są do siebie zbliżone, to obecny rok był trudniejszy. Dalej rosły koszty stałe, czyli składki ZUS, energia czy usługi księgowe. Ponadto wysoka inflacja pochłaniała realne dochody mikroprzedsiębiorców. Do tego konsumenci zaciskają pasa w wielu branżach. Według eksperta, najbardziej narażone na likwidację były małe usługi, tzn. fryzjerskie, kosmetyczne i remontowe. Dotyczyło to także transportu oraz handlu detalicznego poza dużymi miastami.

– Powyższa zmiana, analizując dane rok do roku, nie powinna nadmiernie niepokoić. Po pierwsze, jest stosunkowo niewielka i stanowi skutek zakończenia tzw. sezonu wakacyjnego. Po drugie, warto przywołać zestawienie z maja br. w zakresie otwarcia JDG, które wykazało wzrost o 4,6% rdr.  Biorąc pod uwagę fakt, że dane te rezonują ze sobą, dla rynku są to cykliczne korekty. Ponadto opublikowana w październiku przez Polski Instytut Ekonomiczny analiza wskazuje na ogólną poprawę nastojów przedsiębiorców, w szczególności w zakresie zatrudnienia, wynagrodzeń i płynności – komentuje dr hab. Małgorzata Porada-Rochoń, prof. Uniwersytetu Szczecińskiego z Wydziału Ekonomii Finansów i Zarządzania tej uczelni.

Liczba wniosków o zamknięcie JDG pozostała mniejsza niż liczba wniosków o otwarcie JDG (I-III kw. 2025 rok: 143,1 tys. zamknięć i 220,1 tys. otwarć, I-III kw. 2024 rok: 141,9 tys. zamknięć i 221,4 tys. otwarć). Jak zaznacza Adrian Parol, doradca restrukturyzacyjny i radca prawny, nominalnie 143,1 tys. zamknięć to sporo, ale w segmencie JDG rotacja jest naturalnie wysoka. W opinii eksperta, kluczowe jest saldo, a w tym roku bilans pozostaje dodatni – ok. 77 tys. To sugeruje, że przedsiębiorczość indywidualna nadal się rozwija, choć bez wyraźnego przyspieszenia. W związku z tym sama liczba zamknięć nie jest alarmująca.

– W mojej ocenie, faktycznie te dane nie wzbudzają niepokoju, chociaż oczywiście zawsze mogłoby być lepiej. Natomiast patrząc na to zupełnie z boku, można stwierdzić, że saldo na poziomie blisko 80 tys. jest całkiem dobrą informacją z rynku. Pamiętamy przecież, że jeszcze nie tak dawno temu, te liczby wyglądały zupełnie odwrotnie. W sumie dane nie są złe – mówi Łukasz Goszczyński, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny z kancelarii GKPG.

Lokalne rozbieżności

Patrząc na dane za okres od stycznia do września tego roku, widać, że w czterech województwach liczba wniosków o zamknięcie JDG była większa od liczby wniosków o otwarcie. To kujawsko-pomorskie, świętokrzyskie, warmińsko-mazurskie oraz zachodniopomorskie. Jak przekonuje dr hab. Małgorzata Porada-Rochoń, prof. US, ma to związek ze specyfiką działających tam firm. One reprezentują branże, które w sposób szczególny wpisują się w kolaż biznesu sezonowego, a więc w turystykę i hotelarstwo, w tym uzdrowiska, gastronomię, branżę eventową, transport oraz handel sezonowy. Według ekspertki, taki wynik nie powinien więc dziwić. Nie należy go przypisywać zróżnicowanym warunkom prowadzenia działalności gospodarczej, a reprezentowanym branżom i sezonowością.

– Oczywiście trzeba zgodzić się z tym, że powyższa sytuacja głównie wynika z czynnika sezonowości. I pod tym względem nie powinno to nikogo niepokoić oraz dziwić. Z kolei patrząc jeszcze na te dane, trzeba też wiedzieć, że firmy sezonowe to zawsze najsłabsze ogniowo w systemie tego typu działalności gospodarczej. Ich właściciele przy okazji robią różne inne rzeczy i w zależności od tego, co na daną chwilę im się opłaca, tak na bieżąco reagują – dodaje mec. Łukasz Goszczyński.

Natomiast zdecydowanie najwięcej zgłoszeń w sprawie zamykania biznesu było z pustym polem, a więc bez wskazania konkretnego województwa prowadzenia działalności. Takich przypadków w trzech pierwszych kwartałach br. stwierdzono 34 tys. Dla porównania, w tym samym okresie złożono 100 tys. wniosków o otwarcie JDG bez podawania ww. informacji.

– Te dane pokazują, że lokalizacja coraz częściej przestaje mieć znaczenie. Przedsiębiorcy działają w modelu zdalnym, hybrydowym, obsługują klientów w całej Polsce, więc wskazanie województwa w rejestrze jest po prostu zbędne. Różnice między województwami mają dziś mniejsze znaczenie niż różnice między branżami. W gospodarce cyfrowej to nie region, lecz specjalizacja decyduje o sukcesie. Mikroprzedsiębiorca z Podlasia może dziś z powodzeniem prowadzić działalność dla klientów z Warszawy czy Berlina – i to bez konieczności określania województwa – analizuje mec. Adrian Parol.

Tymczasowa przerwa

W trzech pierwszych kwartałach br. do rejestru CEIDG wpłynęło 284,4 tys. wniosków o zawieszenie JDG. To o 0,7% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich przypadków było 282,4 tys. W opinii mec. Adriana Parola, liczba zawieszeń jest wysoka, ale nie powinna budzić niepokoju. To naturalny element cyklu życia mikrofirm. Dla wielu przedsiębiorców zawieszenie stanowi sposób na przeczekanie często gorszego okresu, zabezpieczenie się przed kosztami lub moment na uporządkowanie spraw zawodowych. Według eksperta, obecnie jest to narzędzie zarządzania ryzykiem, a nie wyrok.

– Zawieszenie działalności zwykle jest tymczasowe, czyli bardziej tzw. pauzą niż definitywną rezygnacją. Dla gospodarki liczy się przede wszystkim to, ile trwa taki stan. Krótkie przerwy, np. od 3 do 6 miesięcy, mają marginalny wpływ. Natomiast masowe, długie zawieszenia mogą oznaczać utratę aktywności części mikrofirm. Najsilniej skutki tego odczuwają branże usługowe i lokalne rynki pracy, gdzie mali przedsiębiorcy są ważnym źródłem zatrudnienia i współpracy – podkreśla dr Wojciech Duranowski z Uniwersytetu Opolskiego.

Z kolei dr hab. Małgorzata Porada-Rochoń, prof. US, zwraca uwagę na szereg niepewności i ograniczeń. One sprawiają, że potencjalni przedsiębiorcy opóźniają rozpoczęcie jednoosobowej działalności gospodarczej, a obecni – wolą ją zawiesić niż zamknąć. Oni mają nadzieję na poprawę warunków prowadzenia biznesu. Takiej zmiany nie można wykluczyć ze względu na hamujący poziom inflacji, spadające stopy procentowe, umiarkowane tempo wzrostu PKB i ogólne ożywienie nastrojów przedsiębiorców po raz pierwszy od wielu miesięcy.

– Analizując te dane, należy szczególnie zwrócić uwagę na fakt, że decyzja o zawieszeniu tego typu działalności zwykle nie jest następstwem sytuacji z dnia na dzień. Z reguły są to wielotygodniowe a czasem nawet wielomiesięczne, nawarstwiające się różnego rodzaju trudności, które są później analizowane pod presją rachunku zysków i strat, a także czasu. Trzeba też dodać, że czym dłużej trwa takie zawieszenie, tym bardziej wzrasta prawdopodobieństwo, że działalność nie zostanie już wznowiona – podsumowuje ekspert z kancelarii GKPG.

Źródło: Mondaynews.pl

KSeF: 30% przedsiębiorstw wstrzymuje przygotowania. Luty 2026 r. może być szokiem dla polskiego biznesu

Zegar tyka, a polski biznes wciąż nie jest gotowy na KSeF. Najnowsze badanie fillup k24 pokazuje, że ponad połowa przedsiębiorców (56%) nie jest w fazie aktywnych przygotowań: 26% planuje zająć się tematem w bieżącym kwartale, a 30%... w ogóle nie podejmuje działań, czekając na wytyczne. Wyniki jasno sygnalizują, że w lutym polski biznes mogą czekać niemałe zawirowania.

 

30% przedsiębiorców, którzy trwają w stanie specyficznej hibernacji, stanowi największe wyzwanie. Jeśli do tego weźmiemy pod uwagę, że niemal 20% badanych nie potrafiło sprecyzować, czym jest KSeF, a prawie 9%, nie wie lub ma trudności ze wskazaniem, kogo obejmie system, to rysuje się nam obraz pokaźnego segmentu przedsiębiorców wymagających pilnej edukacji i wsparcia – alarmuje Zuzanna Kwiatkowska, ekspertka księgowo-podatkowa, ambasadorka marki fillup k24
 

Strategia czekania na wytyczne może wynikać z wewnętrznych problemów firmy, np. braku zasobów, by rozpocząć przygotowania czy paraliżu decyzyjnego, ale nie możemy wykluczyć, że przedsiębiorcy po prostu nadal nie doceniają wagi transformacji i złożoności zmian.

 

Bez względu na przyczyny, całkowita bierność lub powściągliwe przygotowania niosą za sobą spore ryzyko dla całego biznesowego ekosystemu w Polsce. Po publikacji ostatecznych wytycznych takie firmy nie będą już miały przestrzeni, by starannie wdrożyć KSeF na czas, zespoły prawdopodobnie wejdą w nową erę rozliczeń niekompetentne i zestresowane, a nieprzepracowane problemy techniczne mogą sparaliżować firmowe procesy – dodaje Monika Piątkowska, doradca podatkowy w e-pity.pl i fillup k24.

 

 

 

 

Im mniej wiesz, tym spokojniej śpisz?

 

Grupa przedsiębiorców niepodejmujących żadnych działań jest warta uwagi również z innego powodu. To właśnie wśród tych 30% badanych odnotowano najwięcej optymistycznego myślenia – aż 53% z tej grupy nie podziela żadnych wątpliwości w związku z wprowadzeniem KSeF. Dla porównania – z grupy „w pełni gotowej” tylko 13% nie ma obaw.

 

Generalnie spokój wydaje się dominującym uczuciem wśród przedsiębiorców. Zdaniem prawie 72% badanych KSeF nie wywróci ich działalności do góry nogami (a może nawet ułatwi działalność?).

 

Obraz zawierający tekst, zrzut ekranu, Czcionka

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.

 

 

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ten spokój jest nieco złowróżbny. Wyniki możemy bowiem interpretować dwojako.

 

– W optymistycznej wersji są sygnałem, że firmy mają już dobrze zdigitalizowane procesy i czują się pewnie w obliczu nadchodzącej zmiany, bo z poprzednimi wdrożeniami (np. JPK) poradziły sobie dobrze. Być może przedsiębiorcy ufają, że KSeF będzie intuicyjny, że początkowe trudności szybko miną i wkrótce wszyscy skorzystają z wygód automatyzacji. Istnieje jednak ryzyko, że badani po prostu źle oszacowali złożoność wdrożenia. Powody? Może są na zbyt wczesnym etapie przygotowań, by realnie ocenić skalę zmian, a może zapoznali się z tematem zbyt powierzchownie i nie do końca rozumieją wpływ KSeF na codzienną pracę firmymówi Monika Piątkowska, doradca podatkowy w e-pity.pl i fillup k24.


Wąskie gardło dla sprawnego wdrożenia KSeF

Trzy miesiące przed wprowadzeniem KSeF to ostatni dzwonek na uratowanie sytuacji. Szczególną uwagę należy zwrócić teraz na grupę mikroprzedsiębiorstw i JDG, która stanowiła prawie połowę badanych.

Ten segment to fundament polskiej gospodarki. Jednocześnie ma najmniej zasobów (czas, pieniądze, kompetencje), by w pełni i szybko zaangażować się w transformację. Może być wąskim gardłem dla sprawnego wdrożenia KSeF, zwłaszcza, jeśli nie rozpoczął przygotowań odpowiednio wcześnie! Mam jednak wrażenie, że rynek zawczasu trafnie zidentyfikował potencjalne trudności i wie, jak teraz wesprzeć tę grupę. Istnieją intuicyjne, proste w obsłudze narzędzia – jak choćby fillup k24 w pełni zintegrowany z KSeF – które ułatwiają spokojne wejście w nowy system fakturowania. To dobra wiadomość, bo pamiętajmy, że bez sukcesu JDG i mikroprzedsiębiorstw cała transformacja może się nie udać  podsumowuje Zuzanna Kwiatkowska.

Źródło: Instytut.com.pl

Dyskonty wciąż utrzymują silną pozycję na rynku, ale pozostałe formaty coraz więcej zyskują na znaczeniu

W trzecim kwartale br. ruch wzrósł rdr. w dyskontach i supermarketach – odpowiednio o 11,2% i o 5%. Z kolei spadł rdr. w hipermarketach i sieciach convenience – o 0,4% i 0,3%. Natomiast unikalnych klientów przybyło w dyskontach i sklepach convenience – po 0,1% rdr. Ubyło ich rdr. w hipermarketach i supermarketach – 3,4% i 1,5%. W ww. okresie format convenience utrzymał największy udział w łącznej liczbie wizyt w badanych placówkach – 44% (rok wcześniej – 46%). Dalej w zestawieniu znalazły się dyskonty – 31,9% (poprzednio – 29,8%), supermarkety – 18,9% (18,7%), a także hipermarkety – 5,2% (5,5%). Częstotliwość zakupów nie zmieniła się w kanale convenience, a w pozostałych zwiększyła się. Średni czas wizyt uległ skróceniu w trzech formatach, a w sieciach convenience nieznacznie wzrósł.

Jak wynika z raportu firmy technologicznej Proxi.cloud zrealizowanego we współpracy z UCE RESEARCH, w trzecim kwartale br. ruch wzrósł rdr. w dwóch analizowanych formatach, tj. w dyskontach o 11,2%, a także w supermarketach – o 5%. Z kolei spadł rdr. w hipermarketach – o 0,4%, jak również w sieciach convenience – o 0,3%. Widać wyraźne różnicowanie się dynamiki ruchu pomiędzy formatami.

– Dyskonty konsekwentnie zwiększają swój udział w łącznym ruchu. Dwucyfrowy wzrost liczby wizyt rdr. to efekt kilku czynników. Po pierwsze, tego typu sklepy są łatwo dostępne lokalnie, a ich oferty są szerokie i regularnie poszerzane o produkty świeże czy marki własne premium. Po drugie, mocno inwestują w modernizację placówek i działania marketingowe, co może przekładać się na większą częstotliwość wizyt klientów. Supermarkety też odnotowały wzrost ruchu, ale mniejszy. Ten format często pełni funkcję uzupełniającą względem dyskontów, oferując większą różnorodność produktów lub specjalistyczne działy, np. mięso na wagę – mówi Mateusz Chołuj, jeden ze współautorów raportu z Proxi.cloud.

Z kolei Mateusz Nowak, drugi ze współautorów raportu z Proxi.cloud, przypomina, że w hipermarketach trend spadkowy utrzymuje się od dłuższego czasu. Duże formaty tracą część wizyt na rzecz mniejszych, wygodniejszych lokalizacji. Ruch w sieciach convenience natomiast po okresie wzrostów ustabilizował się, a niewielki spadek może wynikać m.in. z większej konkurencji ze strony dyskontów i supermarketów. Różnice w dynamice ruchu są więc pochodną zarówno strategii sieci, jak i oczekiwań konsumentów względem wygody, dostępności i szerokości oferty – dodaje ekspert.

W trzecim kw. br. przybyło unikalnych klientów w sieciach convenience i dyskontach – po 0,1% rdr. Natomiast spadki rdr. dotyczą hipermarketów – o 3,4%, a także supermarketów – o 1,5%. – Wynik hipermarketów może być tłumaczony przede wszystkim ich położeniem. Placówki często lokowane są poza centrami miast, przez co dojazd do nich jest trudniejszy niż choćby do dyskontów. Wraz z popularyzacją usług e-commerce, konsumenci rezygnują z wizyt w tym formacie i zamawiają mniej popularne produkty, często taniej, przez Internet. Niewielkie wahania w pozostałych formatach wskazują, że charakteryzują się one stałymi bazami klientów – komentuje Mateusz Nowak.

Raport pokazuje też udział poszczególnych formatów sklepów w łącznej liczbie wizyt w badanych placówkach. Zestawienie otwiera kanał convenience – 44% (rok wcześniej – 46%). Dalej są dyskonty – 31,9% (poprzednio – 29,8%), supermarkety – 18,9% (18,7%), a także hipermarkety – 5,2% (5,5%). – Kolejność formatów w tym rankingu odzwierciedla ich rolę w codziennych zachowaniach zakupowych konsumentów. Format convenience utrzymuje pozycję lidera dzięki gęstej sieci lokalizacji i dostępności. Często jest wykorzystywany do szybkich, uzupełniających zakupów. Jednocześnie obserwujemy wyraźne zbliżenie się dyskontów do sieci convenience. Różnica między nimi zmniejszyła się o ponad 4 p.p. rok do roku – zauważa Mateusz Chołuj.

Eksperci z Proxi.cloud tłumaczą również, że dyskonty coraz częściej stają się sklepem pierwszego wyboru nie tylko przy większych zakupach, ale też w codziennych potrzebach. W efekcie przejmują część wizyt, które wcześniej trafiały do convenience. – Supermarkety i hipermarkety pozostają stabilnym, choć mniej dynamicznym elementem krajobrazu handlowego. Te pierwsze zwiększyły swój udział nieznacznie, a te drugie kontynuują stopniowy spadek. Główne czynniki decydujące o kolejności to lokalizacja, częstotliwość wizyt i oferty dopasowanie do codziennych potrzeb konsumentów – podkreśla Mateusz Nowak

W ww. okresie częstotliwość zakupów wzrosła rdr. w dyskontach (III kw. br.  średnio 7,8 na miesiąc, III kw. ub.r. – 7,1), supermarketach (odpowiednio 5,6 i 5,2) oraz hipermarketach (3,1 i 3). Z kolei w convenience pozostała bez zmian (III kw. br. i III kw. ub.r. – 10,4). Zdaniem ekspertów, klienci wykształcili sobie stałe schematy zakupowe. Dyskonty i supermarkety zyskują dzięki rosnącej dostępności i ofercie, a convenience utrzymuje swój rytm codziennych wizyt. – Klient swobodnie wybiera format w zależności od potrzeb. Dla handlowców takie zmiany są istotnym sygnałem, że walka o jego lojalność odbywa się nie tylko przez pozyskanie nowych kupujących, ale też przez zwiększenie częstotliwości wizyt i odpowiednie dopasowanie oferty – stwierdza Mateusz Chołuj.

Z raportu wiadomo też, jak w trzecim kwartale br. zmienił się rdr. średni czas trwania wizyty w sklepie. W trzech formatach nastąpiły spadki rdr. – w dyskontach (III kw. br. 13 minut, III kw. ub.r. – 14 minut i 24 sek.), supermarketach (odpowiednio 10 min. i 18 sek. i 11 min. i 30 sek.) oraz hipermarketach (19 min. i 30 sek. oraz 20 min. i 48 sek.). Natomiast niewielki wzrost zanotowano w convenience (III kw. br. – 4 min. i 18 sekund, III kw. ub.r. – 4 min. i 12 sek.). Według ekspertów, skrócenie czasu wizyt w dyskontach, supermarketach i hipermarketach to zjawisko, które można interpretować wielowymiarowo. Nie można przypisać go jednej przyczynie. To raczej połączenie zmiany stylu robienia zakupów, częstszych wizyt oraz usprawnień po stronie sieci.

– Konsumenci przychodzą częściej, ale robią mniejsze, bardziej konkretne zakupy, co naturalnie skraca czas spędzony w sklepie. Istotną rolę odgrywa też infrastruktura. Coraz więcej placówek wprowadza kasy samoobsługowe lub usprawnia proces obsługi, co przyspiesza finalizowanie zakupów. W efekcie nawet przy większym ruchu klienci mogą szybciej zakończyć wizytę. Niewielki wzrost w convenience wskazuje, że ten format funkcjonuje stabilnie. Zmiany są tu minimalne, bo zakupy z założenia są bardzo szybkie – podsumowuje Mateusz Chołuj.

 

***
Opis metody analitycznej/badawczej

Analiza została przeprowadzona przez firmę technologiczną Proxi.cloud i platformę analityczno-badawczą UCE RESEARCH, w oparciu o dane z okresu od 1 lipca do 30 września br. (III kw. 2025 r.) z odniesieniem do analogicznego okresu 2024 roku, z wykluczeniem świąt oraz niedziel niehandlowych. Analiza objęła zachowania konsumentów odwiedzających dyskonty spożywcze, supermarkety, hipermarkety oraz sklepy convenience.

Wielkość próby wyniosła blisko 1,5 mln unikalnych konsumentów. Aby wejście badanej osoby w geofence było zarejestrowane jako wizyta klienta w danym sklepie, musiała ona trwać od 30 sekund do 20 minut w przypadku sklepów convenience, od 1 minuty do 90 minut w przypadku supermarketów, od 1 minuty do 2 godzin w przypadku dyskontów i od 2 minut do 2,5 godziny w przypadku hipermarketów. Finalnie zbadano ruch w 42,3 tys. placówek, których lokalizacje zostały pozyskane ze stron internetowych sieci handlowych oraz z Google Maps.

Dane zostały zgromadzone poprzez sieć aplikacji mobilnych wykorzystujących autorską technologię, opartą o geofencing metodę identyfikacji wejść i wyjść z wyznaczonych stref, wykorzystującą usługi lokalizacji urządzeń mobilnych. Rozwiązanie pozwala zbierać dane pasywnie oraz cechuje się dużą dokładnością lokalizowania użytkownika (dokładność od 2 do 20 metrów zależna jest od metody ustalania pozycji przez urządzenie mobilne). Technologia ta zapewnia pełną kontrolę nad dokładnością lokalizacji, a promień każdego geofencingu dostosowany jest do wielkości poszczególnych budynków. Ponadto, znany jest również czas przebywania użytkowników w danej lokalizacji, co stanowi dodatkowy poziom ochrony przed zliczaniem okolicznego ruchu pieszego czy ruchu pracowników badanych punktów.

Źródło: UCE RESEARCH

Od pościgu za pieniędzmi do pościgu za spokojem. ING pokazuje, jak zmieniła się polska zamożność

Zamożni Polacy przeszli długą drogę – od pracy po nocach i konsumpcji na pokaz do stawiania na spokój, relacje i równowagę. To wniosek z badania „Oblicza Polskiej Zamożności” zrealizowanego na zlecenie ING Banku Śląskiego. Choć pieniądze dają zamożnym szczęście, nie zwalniają ich z trosk – jedynie przenoszą je na inne obszary życia.

ING Bank Śląski kontynuuje analizę postaw i wartości najzamożniejszych Polaków. Badanie, łączące metody ilościowe i jakościowe, objęło osoby z rocznymi dochodami od 240 do 600 tys. zł brutto oraz powyżej 600 tys. zł brutto. Wyniki rzucają światło na to, jak różnorodne są drogi do sukcesu finansowego i z jakimi wyzwaniami mierzą się osoby zamożne.

Pięć dróg do zamożności 

Historie bogacenia się polskich milionerów pokazują różnorodność ścieżek. Część z nich to przedsiębiorcy, którzy zakładali firmy już na studiach, testowali różne branże i konsekwentnie uczyli się na błędach. Inni obrali drogę kariery korporacyjnej, stopniowo awansując i zdobywając coraz wyższe stanowiska menedżerskie. Są też tacy, którzy w pewnym momencie zdecydowali się postawić wszystko na jedną kartę – założyć własną firmę albo wejść w zupełnie nowy sektor. Kolejna grupa to wąsko wyspecjalizowani eksperci, którzy dzięki głębokiej specjalizacji osiągali wysokie wynagrodzenia i stabilne kontrakty. Wreszcie są osoby z kapitałem rodzinnym – osoby, które startowały z pewnym zapleczem i skupiły się na pomnażaniu istniejących zasobów. 

Doświadczenie wewnętrznej przemiany 

Z najnowszego badania ING wyłania się wspólny dla wielu z nich motyw wewnętrznej przemiany. Wspominają, że wcześniej dominowała u nich chęć szybkiego zarobku i ryzykowne inwestycje. Ich priorytety jednak się zmieniły – kiedyś zależało im głównie na pieniądzach, dzisiaj ważniejsze stały się spokój i stabilność. Zmienia się też stosunek do konsumpcji – wcześniej sukces kojarzony był z nowymi autami, egzotycznymi wakacjami i osiągnięciami na pokaz. Teraz zamożni doceniają swoją prywatność, spokój i czas z rodziną.

Tę zmianę wśród osób zamożnych widać w ich wyborach inwestycyjnych. Badani preferują bezpieczne formy lokowania kapitału – niemal dwie trzecie z nich inwestuje w nieruchomości w Polsce, ponad połowa w metale szlachetne oraz przedmioty o trwałej wartości, takie jak biżuteria czy zegarki.

Balans między pracą a życiem – pożądany, ale trudny do osiągnięcia 

Równowaga między pracą a życiem prywatnym to cel, do którego dąży większość zamożnych Polaków. Część z nich wie już, że granica jest bardzo cienka i przyznaje, że popełniała błędy, pracując za dużo.  

Jednak dane z badania pokazują, że mniejsze dochody to większa otwartość na to, by pracować więcej. 17 proc. osób z rocznymi dochodami od 240 do 600 tys. zł przeznaczyłoby dodatkowy czas wolny na pracę. Wśród osób z zarobkami powyżej 600 tys. zł to tylko 9 proc. Osoby pracujące na etat częściej niż właściciele firm przeznaczyłyby czas wolny na pracę (16 proc. wobec 7 proc.). Przedsiębiorcy najchętniej ze wszystkich grup ten czas przeznaczyliby na rodzinę – wskazało tak aż 61 proc. z nich. 

Pieniądze dają poczucie bezpieczeństwa... choć nie zwalniają z trosk 

Choć osoby zamożne cieszą się wysokim poziomem życia i finansowym bezpieczeństwem, ich codzienność wcale nie jest wolna od napięć. Główne obawy najbogatszych Polaków dotyczą finansów. 31 proc. martwi się, czy pieniądze w wyniku inflacji nie stracą na wartości, 28 proc. – czy wystarczająco dobrze pomnażają swoje środki, a 27 proc. – czy nie stracą pieniędzy w wyniku nietrafionej inwestycji. Co czwarty boi się, że zabraknie mu pieniędzy na godną starość. Kobiety częściej wyrażają obawy o godną przyszłość – wskazuje na to niemal co trzecia z nich, wobec co piątego mężczyzny, a młodsze pokolenie wykazuje niższy poziom zaufania do instytucji bankowych – 37 proc. obawia się problemów z dziedziczeniem ulokowanych środków. Z drugiej strony, co piąty mężczyzna (19 proc.) i co piąta osoba po 50. roku życia (20 proc.) deklaruje brak finansowych zmartwień. 

Część zamożnych Polaków korzysta ze wsparcia profesjonalnych doradców. Szczególnie często sięgają po nie mężczyźni – 65 proc. z nich korzysta z usług doradców finansowych, w porównaniu do 44 proc. kobiet. Wyraźne różnice widać także ze względu na wiek – 69 proc. osób powyżej 50. roku życia, wobec 46 proc. w grupie 18-35 lat zasięga opinii eksperta. Najchętniej po wsparcie sięgają przedsiębiorcy – aż trzy czwarte z nich, podczas gdy wśród osób na etatach niewiele ponad połowa. Młodsi i kobiety częściej próbują sami zdobyć kompetencje finansowe, korzystając z kursów. 

ING Bank Śląski w ramach usługi Private Banking zapewnia klientom wsparcie doradców finansowych. W ofercie są także rozwiązania inwestycyjne, produkty oszczędnościowe oraz karta kredytowa Visa Infinite z ubezpieczeniem podróżnym. 

- Klienci oczekują od private bankingu przede wszystkim wsparcia w zarządzaniu majątkiem, doradztwa i informacji o dostępnych ofertach. Cenią sobie indywidualne podejście, nowoczesne rozwiązania bankowe i szybszą ścieżkę przy załatwianiu spraw – to wszystko pozwala im odciążyć się w codziennych troskach o finanse. Kluczowa jednak jest stabilność relacji z opiekunem i zaufanie oraz dostęp do zaawansowanych cyfrowych narzędzi inwestycyjnych i wsparcie w optymalnym prowadzeniu swoich finansów, co przekłada się na poczucie bezpieczeństwa i komfortu w zarządzaniu całym majątkiem. – mówi Ewa Łuniewska, wiceprezes ING Banku Śląskiego, odpowiedzialna za Pion Klientów Private Banking i Inwestycji. 

O badaniu  

Badanie zostało zrealizowane przez agencje Metrix Lab i Research Collective. Badanie składało się z modułu ilościowego (n=300), zrealizowanego w dniach 18 kwietnia – 12 maja 2025 oraz jakościowego z wykorzystaniem technik projekcyjnych (n=20), zrealizowanego w dniach 26 czerwca -1 sierpnia 2025. Wywiady odbyły się w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Lublinie, Piotrkowie Trybunalskim i Bełchatowie. Respondentami były osoby powyżej 18 r.ż. Połowa z zarobkami 240 – 600 tys. zł brutto rocznie, połowa z zarobkami ponad 600 tys. zł brutto rocznie. 

Źródło: ING Bank Śląski

Młodzi Polacy w trybie oszczędzania. Najczęściej od 20 do 60 proc. towarów kupują w promocjach

Jak wynika z najnowszego raportu rynkowego, Polacy w wieku 18-25 lat najczęściej robią od 20% do 40% codziennych zakupów w promocjach – 32,5%. Głównie dotyczy to osób z dochodami w przedziale 3000-4999 zł, ze średnim wykształceniem i z mniejszych miejscowości. Z kolei 26,5% młodych konsumentów kupuje na co dzień od 40% do 60% podstawowych produktów w promocjach. 13,6% respondentów nie potrafi się określić w tej kwestii. Najmniej wskazań mają przedziały od 80% do 100% – 4,1% badanych, od 60% do 80% – 10,7% ankietowanych, a także poniżej 20% – 12,6% uczestników sondażu.

Polacy w wieku 18-25 lat zostali zapytani o to, w jakich proporcjach robią codzienne zakupy w promocjach w stosunku do cen regularnych. Najwięcej wskazań, bo 32,5%, ma przedział od 20% do 40%. Tak wynika z raportu UCE RESEARCH i Shopfully pt. „Młodzi Polacy na zakupach. Edycja IV”. – Młodzi konsumenci wybierają złoty środek. Często korzystają z promocji, bo są wyczuleni na cenę i mają ograniczone budżety. Jednocześnie nie zawsze mogą pozwolić sobie na czekanie na rabat, bo pewne zakupy trzeba zrobić od razu. Nie chcą poświęcać zbyt wiele czasu i energii na planowanie zakupów tylko pod kątem obniżek – mówi Robert Biegaj, współautor badania i Country Manager w Shopfully.

Do tego ekspert dodaje, że w polskich sklepach duża część asortymentu jest regularnie przeceniana (np. żywność, kosmetyki, środki czystości). Poziom 20-40% zakupów w promocji odzwierciedla to, jak działa rynek. Ponadto z badania wiadomo, że zakupy w promocjach w umiarkowanej, ale zauważalnej części najczęściej wybierają osoby z dochodami 3000-4999 zł, z wykształceniem średnim, z mniejszych miejscowości (5-19 tys. mieszkańców). Według autorów badania, świadczy to o kilku czynnikach społeczno-ekonomicznych i konsumenckich.

– Dotyczy to osób, które nie należą do najuboższych, ale też nie do najlepiej zarabiających. Mają ograniczony budżet, więc promocje są dla nich realną pomocą w kontrolowaniu wydatków, ale nie kupują wyłącznie na przecenach, bo nie są w skrajnie trudnej sytuacji finansowej. 20-40% zakupów w promocjach odzwierciedla racjonalne oszczędzanie osób o średnim poziomie dochodów. Natomiast w mniejszych miejscowościach oferta sklepów jest zwykle bardziej ograniczona. Promocje są więc dobrze widoczne i mocno przyciągają klientów – stwierdza Robert Biegaj.

Z kolei 26,5% ankietowanych wskazało przedział od 40% do 60%. – Młodzi konsumenci traktują promocje nie jako dodatkowy bonus, ale wręcz jako naturalny element procesu zakupowego. Dla nich normalne jest, że znacząca część koszyka pochodzi z przecen. Osoby w wieku 18-25 lat, będące na początku kariery, w tym studenci, często dysponują ograniczonymi dochodami. Promocje dają im realne oszczędności i możliwość kupienia więcej lub lepiej w tej samej cenie – wyjaśnia ekspert z Shopfully.

Zdaniem analityków z UCE RESEARCH, sieci handlowe muszą być świadome tego, że dla młodych klientów promocje są jednym z głównych czynników wyboru sklepu czy marki. Jeśli aż połowa zakupów jest robiona na promocji, to klient może łatwo przeskakiwać między markami i sklepami w zależności od aktualnych obniżek. By nie konkurować tylko ceną, producenci i sklepy mogą wykorzystać promocje do budowania relacji, np. poprzez aplikacje lojalnościowe, oferty spersonalizowane, pakiety i tzw. „deal of the week”.

– Skoro duża część młodych kupuje w promocjach, to można ich profilować i targetować specjalnymi kampaniami, opartymi na rabatach, ale jednocześnie równolegle edukować ich o jakości, wartościach marki czy innowacjach. Co istotne, sieci i marki, które dziś zdobędą młodych ludzi promocjami, mogą zatrzymać ich na dłużej, jeśli oprócz obniżek zbudują wartość dodaną, np. wygodę, jakość oraz emocjonalną więź z marką. Bez atrakcyjnych ofert promocyjnych nie przyciągną tej grupy, ale jednocześnie warto równolegle pracować nad budowaniem lojalności poza ceną. Inaczej klient zostanie łowcą okazji na lata, bo właśnie w wieku 18-25 lat tworzą się trwałe nawyki zakupowe – zaznacza Robert Biegaj.

Z badania wynika również, że 13,6% uczestników sondażu nie potrafi się określić w ww. kwestii. – Wielu konsumentów nie prowadzi szczegółowej obserwacji swoich wydatków. Takie osoby nie zastanawiają się, czy kupują w promocji, czy w regularnej cenie. Po prostu sięgają po to, co im odpowiada w danym momencie. To raczej brak potrzeby analizowania niż świadoma niechęć. Natomiast niektórym osobom trudno jest precyzyjnie ocenić proporcje – wyjaśniają analitycy z UCE RESEARCH.

Najmniej wskazań mają przedziały od 80% do 100% – 4,1%, od 60% do 80% – 10,7%, a także poniżej 20% – 12,6%. Widać więc, że wśród młodych osób są grupy, dla których ceny promocyjne stanowią zróżnicowaną część codziennych zakupów. – Niewielki odsetek respondentów deklarujących zakupy w promocjach na poziomie 60-100% to grupa bardzo wrażliwa cenowo. Obejmuje osoby o ograniczonym budżecie i takie, które nauczyły się maksymalnie korzystać z promocji. Z kolei 12,6% konsumentów wskazujących na zakupy promocyjne poniżej 20% wykazuje mniejszą zależność od obniżek. Mogą mieć wyższe dochody, kupować bardziej impulsywnie, stawiać na wygodę, czas i jakość, zamiast oszczędności – analizuje Robert Biegaj.

Autorzy raportu podkreślają również, że skrajne grupy są mniejsze liczebnie, ale bardzo charakterystyczne. Warto je zidentyfikować i budować wokół nich strategie tak, by nie tracić ani cenowo wrażliwych klientów, ani tych, którzy szukają wartości dodanej poza ceną.

– Budżet ma znaczenie, ale nawet wśród osób o podobnych dochodach mogą istnieć różne postawy. To pokazuje, że jedna strategia cenowa nie wystarczy. Sieci muszą łączyć różne formaty promocji i komunikacji. Dla łowców okazji warto realizować silną, regularną komunikację o promocjach, gazetki, aplikacje z alertami i programy lojalnościowe oparte na rabatach. Z kolei dla osób obojętnych na promocje większy nacisk trzeba kłaść na jakość, wygodę, ofertę świeżych produktów, dostępność oraz benefity pozacenowe, np. szybkie zakupy – podsumowuje Robert Biegaj.


***
Opis metody analitycznej/badawczej

Badanie zostało przeprowadzone metodą CAWI (Computer Assisted Web Interview) przez UCE RESEARCH i Shopfully w ramach raportu pt. „Młodzi Polacy na zakupach. Edycja IV” na próbie 807 Polaków w wieku 18-25 lat.

Źródło: UCE Research

Finanse Polaków: najwięcej trudności sprawiają inwestycje i podatki

Blisko 70 proc. Polaków ocenia swoje umiejętności zarządzania finansami osobistymi jako przecięte lub słabe - wynika z badania "Finanse Polaków" na zlecenie Banku Millennium. Braki w wiedzy finansowej są powszechne i mają realne konsekwencje - połowa respondentów przyznaje, że przez niedostateczną edukację podjęła w przeszłości błędne decyzje finansowe. Badani uważają, że potrzeba tu rozwiązań systemowych. 

 

Badanie opinii publicznej "Finanse Polaków", zrealizowane na zlecenie Banku Millennium, dostarcza aktualnych informacji na temat sytuacji finansowej Polaków, ich podejścia do oszczędzania i inwestowania, warunków mieszkaniowych. W tym roku Bank Millennium rozszerzył zakres badania o pytania dotyczące wiedzy finansowej. Wyniki tej części Bank Millennium publikuje tuż po rozpoczęciu roku szkolnego, które przypomina, jak ważna jest edukacja, także ta finansowa.

Edukacja finansowa to nie tylko nauka o pieniądzach - to nauka o wyborach, odpowiedzialności i przyszłości. Brak świadomości finansowej może prowadzić nie tylko do osobistych dramatów, takich jak zadłużenie czy brak oszczędności, ale także do szerszych konsekwencji gospodarczych i społecznych. Im wcześniej zaczniemy edukację finansową, tym większa szansa, że kolejne pokolenia będą żyły świadomie, odpowiedzialnie i bez lęku o przyszłość — komentuje Iwona Jarzębska, prezeska Fundacji Banku Millennium. Fundacja od 10 lat prowadzi autorski program edukacji finansowej dla dzieci w wieku przedszkolnym i rodziców w całej Polsce. Przeszkoliła już prawie 100 tys. dzieci.

Z badania "Finanse Polaków" wynika, że jedynie co trzeci Polak (31 proc.) pozytywnie ocenia swoje umiejętności zarządzania finansami. Blisko połowa respondentów (49 proc.) określa je jako przeciętne, a co piąty pytany (20 proc.) - jako słabe. 

Największe braki wiedzy i kompetencji Polacy dostrzegają w obszarze inwestycji – wskazało na to niemal 40 proc. badanych. Co piąty respondent przyznał, że ma trudności z tematami takimi jak podatki, psychologia pieniędzy, planowanie emerytalne i zabezpieczenie przyszłości, kredyty, a także oszczędzanie. 15 proc. uczestników badania ocenia swoje umiejętności w zakresie zarządzania domowym budżetem i planowania wydatków jako niewystarczające, a 10 proc. deklaruje potrzebę większego wsparcia w obszarze zarządzania długiem. Co piąty respondent nie potrafił jednoznacznie wskazać, w jakim obszarze potrzebuje więcej wiedzy, natomiast 9 proc. uznało, że nie ma takich potrzeb.

Badanie "Finanse Polaków" objęło deklaratywną znajomość pojęć finansowych. Najbardziej rozpoznawalne dla respondentów okazały się terminy takie jak "inflacja", "oprocentowanie lokaty" oraz "stopy procentowe". Umiejętność ich wyjaśnienia innej osobie zadeklarowało odpowiednio 82 proc., 81 proc. i 72 proc. uczestników badania. Największe trudności ze zrozumieniem i wytłumaczeniem innym sprawiają natomiast pojęcia takie jak "dywersyfikacja ryzyka", "wartość osobista netto" oraz "dochód pasywny". Ponad połowa respondentów przyznała, że ich nie rozumie lub nie potrafiłaby ich objaśnić, a w przypadku ostatniego z tych terminów – aż 63 proc. Co ciekawe, 7 proc. respondentów nie znało żadnego z 12 terminów finansowych, o które zostali zapytani w badaniu.

Braki w wiedzy finansowej wynikają m.in. z ograniczonego dostępu do edukacji – blisko połowa Polaków (49 proc.) uważa, że nie jest ona powszechnie dostępna. Najczęściej wskazywane bariery to: niezrozumiały, specjalistyczny język (54 proc.), zbyt późne rozpoczęcie edukacji finansowej (44 proc.) oraz brak działań edukacyjnych w mniejszych miejscowościach lub na wsi (36 proc.).

Ponad połowa pytanych Polaków przyznaje, że sami mieli ograniczony dostęp do edukacji finansowej. W przypadku połowy respondentów (50 proc.) niedostateczna edukacja finansowa przełożyła się na błędne decyzje finansowe podejmowane w przeszłości.

Skąd zatem Polacy najczęściej czerpią wiedzę o finansach? Największa grupa wskazuje na strony internetowe oraz materiały edukacyjne przygotowane przez banki i instytucje finansowe (39 proc.). Kolejne źródła to rodzina i znajomi (29 proc.), artykuły i blogi w internecie (20 proc.) oraz telewizja i radio (również 20 proc.).

Wyniki badania potwierdzają silne społeczne zapotrzebowanie na systemowe rozwiązania w zakresie edukacji finansowej. Według respondentów, odpowiedzialność za nią powinna spoczywać na szkołach i uczelniach - aż 63 proc. badanych uważa, że to właśnie placówki oświatowe powinny pełnić kluczową rolę w przekazywaniu wiedzy finansowej. W dalszej kolejności wymienili rząd i instytucje publiczne (34 proc.), rodzinę i najbliższe otoczenie (30 proc.) oraz banki i instytucje finansowe (26 proc.). Najmniejsze oczekiwania badani Polacy mają wobec influencerów i ekspertów w mediach społecznościowych (2 proc.) oraz pracodawców (6 proc.).

Respondenci są przekonani o tym, że edukacja finansowa powinna być obowiązkowa w szkołach - uważa tak aż 83 proc. z nich. Ponad połowa z tych respondentów (52 proc.) jest zdania, że edukacja powinna rozpocząć się w szkole podstawowej, a 35 proc. wskazuje na szkołę średnią. Niespełna co dziesiąty pytany sądzi, że edukację finansową warto wprowadzić już na etapie przedszkolnym.

Dysponujemy opiniami uznanych pedagogów, a także precyzyjnymi badaniami zrobionymi wśród rodziców przedszkolaków, z których wynika, że aż 75 proc. z nich jest zdania, że wiek 3-7 lat to najlepszy moment na rozpoczęcie edukacji finansowej. Jeśli chcemy wychować pokolenie świadomych, odpowiedzialnych obywateli, to edukację finansową należy zacząć już w przedszkolu, gdy dzieci kształcą swoje nawyki i postawy. Skoro już 3-latki rozpoczynają naukę języków obcych w formie zabawy, piosenek i historyjek, to w sen sam sposób można przekazywać ważne treści finansowe. Ucząc dzieci wartości pieniądza, odpowiedzialności i planowania, dajemy im narzędzia do świadomego i bezpiecznego funkcjonowania w dorosłym świecie — mówi Iwona Jarzębska.

Kierowana przez Iwonę Jarzębską Fundacja Banku Millennium w ciągu 10 lat przeszkoliła blisko 100 000 przedszkolaków na warsztatach z cyklu "Finansowy Elementarz", w czasie których dzieci uczą się podstaw zarządzania pieniędzmi, rozpoznawania monet i banknotów, planowania wydatków oraz znaczenia oszczędzania – wszystko poprzez zabawę, interaktywne ćwiczenia i angażujące historie dostosowane do wieku przedszkolaków.


Badanie “Finanse Polaków” zrealizował w dniach 6-12 czerwca 2025 roku Ogólnopolski Panel Badawczy Ariadna na zlecenie Banku Millennium na reprezentatywnej próbie 1046 osób metodą CAWI.

 

Więcej informacji: www.bankmillennium.pl  

Barometr AI: tylko 29% MŚP jest w pełnej gotowości, większość finansuje z własnych środków

Tylko 29% firm z sektora MŚP czuje się przygotowanych do wdrażania rozwiązań opartych na sztucznej inteligencji, nieco ponad połowa (52%) ocenia swoją gotowość na poziomie średnim, a co piąty przedsiębiorca (20%) na niskim. Tak wynika z Barometru AI przygotowanego przez EFL. Najgorzej sytuacja wygląda w mikrofirmach, gdzie aż 43% nie jest gotowych na AI. Większość MŚP finansuje inwestycje w sztuczną inteligencję z własnych środków (74%), co piąta korzysta w tym celu z kredytów, a tylko 6% z dotacji unijnych.

Widać wyraźny kontrast między podejściem polskich MŚP, a dużych korporacji, które od kilku lat rozwijają zaawansowane strategie AI i inwestują w zespoły badawczo-rozwojowe. W sektorze MŚP mamy więcej pragmatyzmu, tzn. firmy wdrażają rozwiązania oparte na sztucznej inteligencji tam, gdzie mogą one przynieść szybko oszczędności lub zwiększyć sprzedaż. Często bez rozbudowanych planów czy zewnętrznych partnerów ze specjalistycznym know how. To trochę jak w sporcie: globalne koncerny to drużyny z ławką pełną trenerów i analityków, a nasze MŚP to zawodnicy-amatorzy, którzy grają z sercem i wiarą, ale nie zawsze z pełnym zapleczem – mówi Paweł Bojko, wiceprezes EFL.

Najmniejsze firmy z najmniejszą siłą AI

Wysoki poziom przygotowania do wdrożenia AI deklaruje 29% przedsiębiorców reprezentujących sektor MŚP. Wśród firm średniej wielkości (50-249 pracowników) ten odsetek sięga nawet 59%, podczas gdy w mikroprzedsiębiorstwach spada do 15%, a 43% z nich ocenia swoje przygotowanie jako niskie (w średnich firmach ten odsetek wynosi tylko 2%).

Biorąc pod uwagę branże, najbardziej optymistyczne nastroje panują w handlu oraz w sektorze kreatywnym i marketingowym, gdzie odpowiednio 36% i 35% firm ocenia swoje przygotowanie do wdrożenia rozwiązań AI na wysokim poziomie. Najmniej pewne siebie są firmy reprezentujące sektor zdrowia i opieki społecznej, gdzie tylko 9% jest dobrze przygotowanych, a prawie połowa uważa, że jest słabo przygotowana do transformacji AI (48%).

Najczęściej w pojedynkę, rzadziej z partnerem

68% polskich MŚP realizuje projekty AI wyłącznie własnymi zasobami. To dominujące podejście w mikro i małych firmach. Średnie przedsiębiorstwa częściej wybierają współpracę z niezależnymi ekspertami (78% wskazań), a w branżach takich jak ICT czy zdrowie widać też przykład łączenia sił z innymi firmami. Współpraca z uczelniami czy ośrodkami naukowymi praktycznie nie występuje.

Samodzielne wdrożenia dają poczucie kontroli, ale często oznaczają wolniejsze tempo i mniejszy zakres wykorzystania potencjalnych możliwości. Partnerzy z zewnątrz wnoszą wiedzę, narzędzia i doświadczenie, co może zdecydować o tym, czy firma właściwie wykorzysta swoją szansę z AI, czy pozostanie na marginesie możliwości – dodaje Paweł Bojko.

AI z własnej kieszeni

Najczęściej inwestycje w AI są finansowane z kapitału własnego, tak deklaruje 73% badanych. Po kredyt lub pożyczkę sięga co piąty przedsiębiorca (20%), a po dotacje UE 6%. W sektorze zdrowia i opieki społecznej oraz w HoReCa udział kredytów jest najwyższy (odpowiednio 35% i 36%). Z dotacji unijnych korzystają najczęściej przedsiębiorcy reprezentujący sektory finansowy i zdrowia (odpowiednio 16% i 17%). Środki publiczne (inne niż unijne) są praktycznie niewykorzystywane i pojawiają się jedynie w branży zdrowotnej.

– To, że MŚP potrafią działać szybko i elastycznie, jest ich ogromnym atutem. Jeśli chcemy jednak, by polski biznes rywalizował na równych prawach z międzynarodowymi graczami, musimy połączyć ten pragmatyzm z długoterminową strategią i szerszą współpracą. AI nie jest już „technologią przyszłości”, lecz narzędziem, które kształtuje teraźniejszość – podsumowuje Paweł Bojko.

***

Barometr AI jest syntetycznym wskaźnikiem informującym o skłonności firm z sektora MŚP do wdrażania rozwiązań opartych o wykorzystanie sztucznej inteligencji (AI). Analizie poddawane są przede wszystkim informacje dotyczące czterech obszarów: poziom inwestycji przeznaczanych na rozwiązania AI, poziom zatrudnienia na potrzeby wdrożenia rozwiązań AI, plany dotyczące zatrudnienia w wyniku podjętych inwestycji AI, poziom sprzedaży w związku z inwestycjami opartymi o AI. Badaniu podlegają  przedsiębiorstwa, które zadeklarowały, że w najbliższym półroczu będą wykorzystywać rozwiązania oparte o AI.Podstawową miarą analityczną jest algorytm stworzony na podstawie danych zgromadzonych w trakcie badania przedsiębiorców. Przyjmuje on wartości od 0 do 100, przy czym zagregowany wynik powyżej 50 punktów oznacza, że występują sprzyjające warunki do rozwoju AI w ramach MŚP, natomiast wynik niższy oznacza, że warunki te są niekorzystne.Badanie jest przygotowywane przez Ecorys na zlecenie Europejskiego Funduszu Leasingowego S.A., a jego wyniki są publikowane co pół roku. Uczestnicy badania to mikro, małe i średnie firmy z całej Polski – łącznie 455 podmiotów. Wywiady są prowadzone z osobami decyzyjnymi w firmach, np. z właścicielem lub współwłaścicielem, prezesem lub innym członkiem zarządu, dyrektorem. Technika badawcza: badanie ilościowe z wykorzystaniem techniki wywiadów telefonicznych wspomaganych komputerowo (CATI). Pierwsza edycja badania odbyła się od 15 stycznia do 14 lutego 2025 roku.

Finansovo.pl

Finansovo.pl - Nowocześnie o finansach.

Najnowsze informacje z zakresu finansów osobistych, finansów firmowych, dostępnych promocji, aktualnych dotacji, możliwości lokowania środków, podatków, ubezpieczeń, publikowanych raportów.

Napisz do nas: finansovo@finansovo.pl

Reklama

We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.